W trakcie debaty na temat całkowitego zakazu aborcji Bogdan Chazan, były ekspert od przeprowadzania zabiegów aborcyjnych, wypromował się jako twarz ruchu "pro life". "Nawrócony" aborcjonista porównujący się dziś do świętego Pawła wymyślił sposób na zmniejszenie liczby aborcji: wystarczy nie informować rodziców o stanie zdrowia płodu.
Byłe pacjentki Chazana zaczęły się więc dzielić historiami na temat pozostałych zwyczajów lekarza. Do standardu należało odmawianie cesarskiego cięcia i podawania środków znieczulających, żeby dać kobietom możliwość odpokutowania za... biblijny grzech Ewy.
Zobacz: Chazan: "Obowiązkiem lekarza jest poinformowanie rodziców o chorobie dziecka?! To kuriozalne!"
Prawie 72-letni lekarz zaczął bronić w mediach swojego wizerunku. Od niedawna promuje też swój gabinet w poradni prowadzonej przez Caritas w Przemyślu. Chazan będzie pracował w Klinice Zdrowia Rodziny. Lekarz stwierdził też, że musi zdementować liczne doniesienia ze strony swoich byłych pacjentek.
Nie chciałbym być sędzią we własnej sprawie, ale osoby, które mnie dobrze znają - może nawet lepiej niż ja sam siebie - twierdzą, że nie jest możliwe, żebym się tak zachował, jak brzmią te oskarżenia - powiedział w wywiadzie dla Życia Podkarpackiego. Traktuję to jako paszkwil, jako bezsilną złość, może nawet nienawiść ze strony osób, które nie mają innych argumentów, a chcą w jakiś sposób mnie poniżyć, a może nawet zniszczyć.
Lekarz zaczął polemikę z młodymi lekarzami, którzy jego ostatnie wystąpienie na sympozjum w Poznaniu nazwali "nienaukowym". Chazan przekonywał wtedy, że jedną z przyczyn problemów zajścia w ciążę są... lewicowe poglądy (przypomnijmy: Chazan: "Osoby o poglądach lewicowych częściej mają problemy z zajściem w ciążę!"). Teraz ginekolog tłumaczy się raportami GUS-u, ale nadal nie komentuje swoich wniosków:
Podobnie było w ostatnich dniach, po moim wykładzie na sympozjum w Poznaniu. Niektóre media stwierdziły, że podawane przeze mnie dane nie były oparte na faktach, chociaż czerpałem je z rocznika demograficznego wydanego przez Główny Urząd Statystyczny. Mówiłem tam między innymi o tym, że ludzie mieszkający w Polsce południowej i wschodniej dłużej żyją, mają więcej dzieci, ale mniej pozamałżeńskich. Mniej tu przestępstw, młodzież lepiej zdaje egzaminy szkolne. Jednocześnie obywatele są bardziej przywiązani do tradycji. Tego postanowiono mi nie darować. Awantura medialna ciągle się toczy - skarży się.
Chazan przyznał się też do tego, że wielokrotnie odmawiał aborcji kobietom, które zgodnie z ustawą miały prawo do przerwania ciąży. Jak twierdzi, w przypadku dziecka urodzonego bez części czaszki, z obnażonym mózgiem i wiszącą gałką oczną, miał po prostu pecha i sprawa trafiła do sądu.
Nie po raz pierwszy odmówiłem aborcji, nie po raz pierwszy odbyłem taką rozmowę z rodzicami, którzy chcieli zabić swoje dziecko. Akurat pewna rozmowa sprzed ponad dwóch lat była brzemienna w skutki. Spowodowała skargę pacjentki, śledztwa i dochodzenia prowadzone przez wiele instytucji i w końcu zwolnienie mnie z pracy.
Chazan broni swojego stanowiska, bo wciąż powraca do niego obraz usuniętego płodu:
Mówi się, że to jest zygota. Ale trudno powiedzieć o tym dziecku, które po aborcji w Szpitalu Świętej Rodziny w Warszawie urodziło się żywe i kwiliło przez kilka godzin, że jest to zygota. To dziecko, które miało być zabite. Tak o dziecku mówi polskie prawo.