Marcin Hakiel to zdaniem Wojewódzkiego symbol kiczu i dna, na którym znalazł się polski show-biznes. Zgadzamy się - kariera tego uśmiechającego się jak pokemon-tancerza, który zaliczył Skrzynecką, a potem przyssał się do zdobywającej popularność Cichopek, jest w jakiś sposób żałosna. I nie chodzi nawet o to, że jest on oportunistą, bo to w dzisiejszych czasach raczej zaleta. Śmieszy natomiast fakt, że Hakiel uważa, iż popularność czyni z niego autorytet i z pełną powagą recytuje swoje idiotyczne przemyślenia w prasie kobiecej.
Prasa kobieca robi krzywdę tym ludziom, bo bezkrytycznie buduje im gwiazdorską aurę - mówi Wojewódzki w wywiadzie dla Pani. A tymczasem oni plotą banialuki na poziomie "Plastusiowego pamiętnika". Jak czytam strofki Hakiela, że "uśmiech Kasi przywrócił mu luz", to jak mawiał Nicholson w "Locie nad kukułczym gniazdem", nie wiem, czy się zesrać, czy nakręcić zegarek. Wraz z przyrostem popularności oni notują pozorny przyrost szarych komórek.
Kuba krytykuje też inne pozujące na autorytety "postacie":
Za intelektualną nieprzyzwoitość uważam zestawienie nazwisk typu Agata Młynarska czy Joanna Koroniewska ze słowem autorytet. Bo to ośmiesza tę wartość.
Wojewódzki wyraźnie wrócił do pionu. Na takich komentarzach i wyrazistości zbudował popularność. Nie na głaskaniu i rozgrzeszaniu dziwacznego mamisynka, jakim jest Tola.