Dzisiaj TVN wyemituje 11. odcinek Azja Express, ostatni przed finałowym. Po odpadnięciu Majdanów, a później Renaty Kaczoruk okazało się, że program stracił na atrakcyjności. Stacja zaczęła więc podgrzewać emocje wokół kolejnego sezonu, który znów ma poprowadzić Agnieszka Szulim. Ponoć celebrytka chce wykorzystać show do własnych celów i jako uczestników rekrutuje "największych wrogów Dody"...
Okazuje się, że wierną fanką Azji Express jest pisarka Dorota Masłowska. W felietonie dla serwisu Dwutygodnik opisała swoją fascynację programem i "Żenulką":
Zdeterminowani, by wygrać wyścig, uczestnicy nie mają czasu na polityczne poprawności: odnoszą się do tubylców użytkowo, a rzeczywistość, z całą jej zawiesistością historyczno-kulturową, traktują jako planszę nie zawsze mądrej gry - napisała.
Z jednej strony tak właśnie wygląda popturystyka w dobie tanich biletów lotniczych, z drugiej - bardzo źle, że ten przykry model utrwalają i promują osoby opiniotwórcze. Które a to mierzą babom włosy, a to grają z tubylcami w rattanową gumę, a to prowadzą lokalne dzieci na sznurku, konsekwentnie mówiąc do wszystkich po polsku.
Te sobaki są tak superskuteczne, że spotkawszy Jezusa Chrystusa dźwigającego krzyż, spytałyby, czy mogą u niego nocować, a przynajmniej podrzuciłyby mu do noszenia swój plecak.
Wyeliminowani zawodnicy niemalże stacjonują w telewizjach śniadaniowych, tłumacząc zawiłości zatargów i psychologicznych wojen z poprzednich odcinków, z całkowitą powagą przyjmując pozy i intonacje profesorów doktorów habilitowanych azjoexpressologii.
Najwięcej uwagi Masłowska poświęciła jednak Renacie, wyróżniając ją spośród pozostałych uczestników. Pisarka porównała jej "fenomen" do... mamy Madzi z Sosnowca.
Niewątpliwie zasługującą na wnikliwszą analizę postacią jest Renata Kaczoruk. Największa "Azji Express" wizerunkowa bankrutka, superzdeterminowana, nieprzebierająca w środkach, nie tylko nie zdobyła serc publiczności, ale wręcz stała się obiektem namiętnego ogólnonarodowego linczu - ocenia Masłowska. Wydaje się, że polskie media nie miały takiego kobiecego szwarccharakteru od czasu tzw. mamy Madzi. Przedsiębiorcza, robotycznie miła, w swoich wynurzeniach mówi wiele o "osobistych granicach" i "strefie komfortu", jakby przed wyjazdem naczytała się o nich w podręczniku "JAK ZMYŚLNIE UDAWAĆ CZŁOWIEKA?". Skojarzona w parze z łagodną, lubiącą zwierzęta blondynką, jest ucieleśnieniem baśniowej złej siostry.
Trwa ogólnopolska dyskusja, czy czarny charakter to efekt montażu, czy osobistych właściwości bohaterki. Ja, gdybym pisała o Renacie Kaczoruk pracę magisterską, z pewnością przywołałabym film "Ex-Machina" Alexa Garlanda, w którym demoniczny informatyk konstruuje w swojej dalekogórskiej posiadłości inteligentne, ale nieszczególnie sentymentalne kobiety-roboty. Renata zachowuje się, jakby udało jej się stamtąd uciec i znaleźć schronienie w TVN-ie.