Nasze polskie "gwiazdy" pop nie mają lekko. Muszą chwytać się każdej nawet najgorszej chałtury. Nie ma tu miejsca na jakieś świadome kierowanie karierą. Jest po prostu kilka sezonów sławy, którą trzeba wyciskać, śpiewając na festynach, w centrach handlowych, pizzeriach, gdziekolwiek. *Niedawno pisaliśmy o koncercie *Gosi Andrzejewicz w centrum handlowym w Katowicach, na który nikt nie chciał przyjść, nawet za darmo. Nasza czytelniczka wspomina z kolei jej wakacyjny koncert w Krynicy Morskiej:
Widownię stanowiły głównie dzieci z kolonii. Gośka spóźniła się około godziny. Pod sceną stali chłopcy około 20 lat i krzyczeli do niej: "Gosia, kochamy Cię!", a ona była tym zachwycona. Chyba nie skumała, że się z niej nabijają [cóż, nigdy nie posądzaliśmy jej o błyskotliwość]. Zorganizowała też konkurs. Zaprosiła na scenę chłopca z kolonii, który zaśpiewał z nią jedną piosenkę. *W nagrodę dostał... butelkę wody mineralnej! *
Z wyborem następnego uczestnika miała już większy problem, bo nikt nie chciał się zgłosić. W końcu udało się jej namówić dziewczynę, która niestety nie znała słów i nic z tego nie wyszło. Po koncercie dawała autografy, ale tłumów jakoś nie było.
Jedno jest pewne, Gośka ma gest: to już drugi sygnał o tym, że dzieciaki uczestniczące w konkursach na jej koncertach obdarowuje butelkami wody mineralnej. Ale nikt przecież nie obiecywał, że bycie "Gosiomaniakiem" będzie łatwe.