W 1995 roku Lady Diana pojawiła się na jednym z największych bali charytatywnych tamtych czasów. Impreza odbyła się na Manhattanie i przyciągnęła około 900 gości, najbardziej wpływowych ludzi obu kontynentów. Minęły trzy lata od rozstania Diany i księcia Karola, co przyciągało do niej uwagę amerykańskich miliarderów. Wśród nich był 49-letni wówczas Donald Trump, któremu Diana szybko wpadła w oko. Co więcej, podczas imprezy posadzono ich przy jednym stoliku.
Trump pojawił się na balu w towarzystwie swojej drugiej żony, Marli Maples, ale już wtedy znany był ze swojej niewierności. Wszyscy pamiętali też, że z nową partnerką przez wiele lat łączył go romans - doszło do rozwodu z pierwszą żoną, Ivaną Zelnickovą. Dwa lata później, zaledwie trzy miesiące po tragicznej śmierci Diany, Trump napisał w swojej książce, że podczas imprezy na Manhattanie zwrócił na nią uwagę.
Nic mogłem nie zauważyć, jak poruszała ludzi - wspominał Trump. Rozświetlała całą salę. Jej urok. Jej prezencja. Była prawdziwą księżniczką - kobietą ze snów.
Trump bardzo wysoko oceniał swoje szanse u Diany. Gdy wystąpił w radiowym programie Howarda Sterna prowadzący zapytał się, czemu nie uwiódł wtedy Diany. Gustujący w młodszych kobietach biznesmen przyznał, że dla 35-letniej księżnej mógłby zrobić wyjątek.
- Mogłeś ją przelecieć - zasugerował Stern.
- Myślę, że mogłem... Miała odpowiedni wzrost, urodę, skórę.
Oceniając szanse, jakie Diana miała u niego, Trump nie wziął pod uwagę jednej rzeczy. Choć księżna była czarująco i uprzejma, uważała, że miliarder jest po prostu odpychający.
Przez niego miałam gęsią skórkę - wyznała dziennikarce Selinie Scott.