Trudno orzec, od czego zależy to, że niektórzy robią kariery i wszędzie o nich głośno, a inni żyją gdzieś na obrzeżach show-biznesu, bez szans na wejście do głównego nurtu. Bo przecież niemożliwe, żeby to zależało od talentu...
Taka osobą, tułającą się od bankietu do bankietu jest między innymi Marysia Góralczyk. Siedem lat temu bardzo dobrze się zapowiadała. Rola w filmie Bellissima przyniosła jej uznanie krytyków i sympatię widzów. Wygląda jednak na to, że był to jednorazowy sukces. Kariera nie nabrała rozpędu. Właściwie teraz, po latach, można stwierdzić, że w ogóle jej nie ma. No bo trudno na poczet kariery zaliczyć promowanie plastrów antykoncepcyjnych albo udział w Gwiezdnym cyrku. Jak złośliwie zauważa Fakt, do Góralczyk przylgnął także przydomek "Królowej Majonezu".
Zawsze lepiej to niż "królowa pasztetów" (Skrzynecka), ale i tak da się skończyć lepiej.
Marysia miała wypłynąć dzięki cyrkowym popisom na Polsacie, ale nie dość, że wróciła do domu już po drugim odcinku to jeszcze w kołnierzu ortopedycznym. Szczerze mówiąc dziwimy się takim ludziom. Dlaczego nie wezmą się za coś innego? To się nazywa paniczny lęk przed pracą w biurze.