Ostatni miesiąc był wyjątkowo trudny dla Kanye Westa i jego rodziny. Raper przeszedł załamanie nerwowe i trafił na obserwację psychiatryczną do jednego ze szpitali w Los Angeles. Po początkowych podejrzeniach psychozy ostatecznie zdiagnozowano u niego stany paranoiczne i depresyjne, które skutkowały przeświadczeniem o tym, że "ktoś próbuje go dopaść".
Muzyk został poddany leczeniu farmakologicznemu i odseparowany od dzieci, znajomych oraz mediów. Przy jego łóżku czuwała podobno żona, Kim Kardashian. Na początku grudnia West wyszedł ze szpitala, jednak zamiast wrócić do domu i rodziny, wynajął willę z dala od nich i tam, pod opieką prywatnego personelu medycznego, kontynuuje leczenie.
Wczoraj widziany był w Nowym Jorku, gdzie ze smutną miną i utlenionymi włosami snuł się po ulicach. Poszedł w końcu do Trump Tower, gdzie zażądał spotkania z prezydentem-elektem, Donaldem Trumpem. O dziwo, prezydent zgodził się na 15-minutowe spotkanie w trakcie którego "rozmawiali o życiu".
Kilka godzin po wizycie raper opublikował na Twitterze serię wpisów, w których wyjaśnił, dlaczego postanowił spotkać się z Trumpem:
Chciałem się spotkać z Trumpem w celu omówienia zagadnień wielokulturowych. Te kwestie obejmują prześladowanie, wspieranie nauczycieli, modernizację programu nauczania oraz przemoc w Chicago - napisał. Uważam, że to ważne, aby mieć bezpośrednią komunikację z naszym prezydentem, jeśli naprawdę chcemy zmian.
Pod wszystkim dopisał tajemniczą datę "2024", co może sugerować, że nadal poważnie myśli o starcie w wyborach prezydenckich.
To pierwsze wpisy Westa na Twitterze od czasu opuszczenia szpitala.
Przypomnijmy, że jeszcze przed trafieniem do szpitala, w jednym z zaskakujących przemówień ze sceny w trakcie koncertu Kanye wyznał, że gdyby miał głosować, oddałby głos właśnie na Trumpa.
Czy to oficjalny początek jego "kariery politycznej"?