Od środy Dariusz Michalczewski, występujący w mediach jako Dariusz M., przebywa w areszcie. Bokser został zatrzymany przez policję po tym, jak wezwała ją jego żona Barbara. Według Gazety Wyborczej kobieta miała powiedzieć funkcjonariuszom, że nie tylko boi się agresywnego męża, ale też, że Michalczewski... znęca się nad nią fizycznie i psychicznie od siedmiu lat! Wkrótce potem, po rozmowie z adwokatem stwierdziła, że... powiedziała to "w emocjach" i tak naprawdę do niczego nie doszło.
Niestety, wygląda na to, że po prostu boi się o tym mówić. Najgorsze obawy potwierdziła dziś pierwsza żona (damskiego?) boksera, Dorota Chwaszczyńska. Warto to przeczytać: Była żona Michalczewskiego: "MĄŻ POBIŁ MNIE KILKAKROTNIE. Uciekłam przed nim do schroniska dla kobiet bitych przez mężów!"
Ostatnie dwie noce Michalczewski spędził w areszcie. Dzisiaj przed 13:00 dotarł do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa, gdzie usłyszał zarzuty.
Michalczewskiemu postawiono dwa zarzuty: używania wobec żony obraźliwych słów oraz naruszenia jej nietykalności cielesnej. Adwokat milionera twierdzi oczywiście, że obydwa są "bezzasadne", a żona została już przekonana do odwołania zeznań:
Chodzi o używanie wobec żony słów określanych powszechnie jako obraźliwe oraz jednorazowego naruszenia jej nietykalności cielesnej, czemu dzisiaj Barbara Michalczewska stanowczo zaprzecza i zapewnia, że taka sytuacja nie miała miejsca - mówi adwokat pięściarza Jacek Rochowicz. Obu tym zarzutom zaprzeczamy.
Czy słowa byłej żony i telefon od obecnej wystarczą, żeby poniósł odpowiedzialność? Przykre, że kolejny "autorytet", promowany na okładkach i w telewizji okazuje się być kimś takim.