Od jakiegoś już czasu Amy Winehouse utrzymuje, że prześladuje ją duch. Przez trzy miesiące miała z nim spokój. Powrócił jednak zeszłej nocy i zdemolował cały jej dom. Przerażona Amy wybiegła na ulicę i wezwała policję.
Przybyłych na miejsce funkcjonariuszy powiadomiła, że duch o imieniu Henry nawiedza jej mieszkanie - rzuca w nią przedmiotami, przesuwa meble, tłucze naczynia, zamyka i otwiera okna, a nawet wykrzykuje swoje imię. Gwiazda zeznała, że czuła, jak lodowate szpony drapały jej ręce. Na potwierdzenie swoich słów pokazała dziennikarzom i policjantom zadrapania oraz siniaki na przedramionach. Spisujący relację zdarzeń funkcjonariusze zbadali poziom alkoholu we krwi Winehouse i stwierdzili, że piosenkarka jest trzeźwa i nie brała narkotyków.
Amy mieszka w bardzo starym domu. Zawsze był tam niezamieszkany pokój, wyglądający zupełnie normalnie, ale dziwnie niepokojący. Na ścianach położono tapetę w samolociki, a na podłodze widać odcisk mebli, które niegdyś tam stały. Amy zawsze zamykała to pomieszczenie. Ona wierzy, że w tym pokoju umarło dziecko – wyznał w wywiadzie dla Daily Star jeden z jej bliskich znajomych.
Przerażona Winehouse przeprowadziła się do hotelu i... wynajęła egzorcystę.
To już chyba nawet nie jest śmieszne.