Odkąd Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, a w TVP nastała "dobra zmiana”, większość wieloletnich pracowników telewizji musiało rozstać się ze stanowiskami. Jedną z pierwszych ofiar była Beata Tadla. Wprawdzie dziennikarka zapewniała, że z takim scenariuszem liczyła się już od wieczoru wyborczego, jednak zwolnienie nastąpiło w najbardziej niekorzystnym dla niej momencie. Właśnie zaciągnęli z Jarosławem Kretem wspólny kredyt na segment pod Warszawą. Podobno pożyczyli z banku aż 860 tysięcy złotych.
Przez kolejne parę miesięcy pocieszali się tym, że przynajmniej Jarek nadal pracuje. Wydawało się, że prognoza pogody nie jest na tyle kontrowersyjną politycznie dziedziną, by coś zagrażało jej prezenterom. Kretowi jednak zaszkodziło narzeczeństwo z Beatą. Pogodynek żalił się tabloidom, że nowi szefowie zachowują się jak bolszewicy strzelający bez ostrzeżenia. Przypomnijmy: Kret o zwolnieniu z TVP: "Chyba nikt nie jest gotowy na to, że nagle WEJDĄ I GO ZASTRZELĄ"...
Latem tego roku Beata zamknęła negocjacje ze stacją NOWA TV. To jednak jeszcze pogorszyło już i tak napięte relacje z coraz bardziej sfrustrowanym partnerem. Jarek w tym samym czasie znalazł jedynie pracę w magazynie o ośrodkach SPA i hotelach.
W końcu narzeczona dla świętego spokoju wysłała go do Argentyny z ekipą drugiego sezonu Agenta. Trudno się jej dziwić, że wolała pozbyć się go z domu niż słuchać jego narzekania.
Jednak rywalizacja chyba nie poszła Jarkowi najlepiej, bo już wrócił i prowadzi prognozę pogody w NOWA TV. Czyli w tej samej stacji, w której pracę znalazła jego dziewczyna.
Miejmy nadzieję, że w Agencie wypadł chociaż ciut lepiej niż w Gwiazdy tańczą na lodzie: Kret nie może spać z bólu