Doda *jest przekonana, że uwielbienie, jakim darzą ją niektóre młode fanki, jest czymś naturalnym. W wywiadzie z dziennikiem Polska bez żenady chwali się, że ludzie przed nią klękają i wyznają jej miłość (podobne rzeczy opowiadała ostatnio starsza o 40 lat *Maryla Rodowicz). Przeszkadza jej tylko całowanie po rękach. Ale też właściwie nie do końca...
Jako jedyna na polskim rynku jestem naturalna i autentyczna. Nikomu nic nie zawdzięczam, do wszystkiego doszłam sama, nie mając ani pieniędzy, ani zamożnych rodziców, ani kontaktów. Dzisiaj żaden prezes nie może mi powiedzieć: "E, spadaj, lalunia, bo przeholowałaś." I pewnie dlatego młodzież idzie za mną, bo wierząc we mnie, jednocześnie wierzy w siebie.
Doda przekonuje też, że jej sukces był nieunikniony:
Zawsze wiedziałam, że będę idolką młodych ludzi. Nie dopuszczałam innej myśli do głowy. Rzucałam sobie samej maskotki, wyobrażając sobie, że to ludzie rzucają mi je na scenę. Teraz to się dzieje naprawdę.
Czuję się niezręcznie, kiedy całują mnie po rękach, przecież nie jestem papieżem. Bywa, że przede mną klękają, wyznają miłość, wysyłają prezenty, oddają mi albumy, w których są wycinki o mnie, zbierane przez kilka lat, zdjęcia, zasuszone kwiaty, bilety z koncertów. To czymś świadczy.
W tym samym artykule o tym, jak radzi sobie z popularnością opowiada... Gosia Andrzejewicz. Bo to podobno ona jest drugą największą polską gwiazdą (co za bolesny żart):
Gosia Andrzejewicz dostaje od fanów tony listów, srebrną biżuterię i maskotki - pisze Polska. Już drugi kufer musiałam kupić, w jednym się nie mieściły - żali się Gośka.
Swoich fanów nazywa "Gosiomaniakami" i organizuje ich zloty - wyjaśnia gazeta. I jest naprawdę zdziwiona, kiedy w rozmowie wychodzi na jaw moja niewiedza na temat jej pieprzyka. - To pani nie wie, że go usunęłam? - Gosia jest naprawdę zdumiona.
Cóż za ignorancja. Jak można nie być na czasie z pieprzykami i zębami Gośki?