Katarzyna Glinka bardzo ucieszyła się z propozycji producentów reaktywowanego po sześciu latach serialu Daleko od noszy. Miała nadzieję, że komediowa rola pomoże jej udowodnić, że jednak ma talent i nie musi pozostać aktorką jednej roli w Barwach szczęścia. Tymczasem producenci zrobili jej przykrą niespodziankę, zatrudniając w tym samym czasie Dodę. Piosenkarka tak spodobała się ekipie w roli sanitariuszki Anielki, że Krzysztof Kowalewski ogłosił nawet, że "wypełnia pustkę po Ani Przybylskiej". Przypomnijmy: Kowalewski chwali Dodę: "Wypełnia pustkę po Ani Przybylskiej"
Katarzyna jest tym bardzo rozżalona. Uważa, że zachwyty nad Dodą to duża przesada, podczas gdy o jej roli nikt nie wspomina. Zwłaszcza że twórca serialu Krzysztof Jaroszyński zatrudnił Kasię właśnie dlatego, że przypominała mu zmarłą Przybylską i specjalnie dla niej wymyślił rolę seksownej Rity. Doda z kolei nie jest podobna do Ani, a jej rola miała być epizodyczna.
Kasia jest po prostu zazdrosna o Dodę - ujawnia w rozmowie z Super Expressem osoba z produkcji serialu. Myślała, że gdy dołączy do nowego serialu, i wyjdzie z szuflady "Barw szczęścia", to wszyscy będą o tym pisali, a ona pokaże, że ma talent komediowy. Liczyła także, że z czasem reżyser rozbuduje jej rolę. Tymczasem Krzysztof Jaroszyński pisze nowy scenariusz z dużą rolą dla Dody. Kasia jest sfrustrowana. Przecież Doda to celebrytka, a ona jest profesjonalną aktorką. Ale Krzysztof po prostu dostał sygnał z Polsatu, że serial utrzyma się na antenie pod warunkiem dobrej oglądalności. A gdy zobaczył, jak Doda robi dobry PR, to zrozumiał, że to może być klucz do sukcesu. A Kasią Glinką nikt się nie interesuje.