W połowie sierpnia w rozmowie z tygodnikiem Na żywo Maryli Rodowicz wymsknęło się, że mają z mężem, Andrzejem Dużyńskim, kłopoty w związku.
_**Nie chciałabym publicznie opowiadać o swoim małżeństwie, ponieważ aktualnie mamy mały kryzys**_ - wyznała w tabloidzie.
Wkrótce wyszło na jaw, że Dużyński już kilka miesięcy wcześniej wyprowadził się z ich domu w Konstancinie do wynajętego mieszkania. Podobno uznał, że w jego trzydziestoletnim związku z Marylą brakuje już namiętności. Od tamtej pory na zmianę próbują do siebie wrócić. Kłopot w tym, że ilekroć Maryla wykonuje jakiś gest w stronę męża, on udaje, że nie jest zainteresowany. Zaś kiedy Dużyński uświadamia sobie, że rozpoczynanie nowego życia po siedemdziesiątce jest trudniejsze niż zakładał, Rodowicz ogłasza, że już jej na nim nie zależy…
Ciągle jednak pozostają w poprawnych relacjach, a nawet, jak ujawniła piosenkarka w wywiadzie dla magazynu Party, mimo rozstania mąż, jak za dawnych czasów, dba o jej finanse.
Z konieczności bardzo polubiłam bycie samą - wyznaje piosenkarka. Jeśli nie muszę zrywać się z łóżka skoro świt, to się wysypiam. Dziś rano na przykład oglądałam turniej tenisowy, a potem patrzyłam na snujące się po mieszkaniu koty. Uwielbiam krótkie wypady z dziećmi do Londynu, podczas których wydaję pieniądze na to, co lubię. Mogę to robić dlatego, że mój mąż cały czas "zabezpiecza mi tyły" czyli utrzymuje dom, płaci rachunki. Rozstanie to były bardzo trudne chwile, bardzo! Dla mnie rodzina zawsze stanowiła największą wartość. A wyprowadzka męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Zabrałam synów do Dubaju. Przez tydzień leżeliśmy na plaży i rozmawialiśmy o życiu. Z mojego punktu widzenia rozstanie było fatalne! Ale kiedy dzieci zaczęły mi mówić: "Mamo, a może to i dobrze dla ciebie?" pomyślałam, że może mają rację. Wiele nas łączy: dziecko, wspomnienia, piękny dom. Czasem się widujemy. Wszystko może się zdarzyć.
Mamy nadzieję, że leżenie na plaży w Dubaju pomogło Maryli bardziej, niż wakacje w Tajlandii Marii Peszek.
Przypomnijmy: "Sześć tygodni leżałam w hamaku na azjatyckiej wyspie. Morze przychodziło i odchodziło, a mi z ust ciekła ślina"