Rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, 27-letni Bartłomiej Misiewicz, nie posiada wprawdzie wyższego wykształcenia, ale podobno pracuje nad tym, by je zdobyć. Jak donosi Fakt, głównie w klubach studenckich. W zeszłym tygodniu spędził dobę w Białymstoku, gdzie otwierał punkt informacyjny dla kandydatów do służby w Wojskach Obrony Terytorialnej. Jak donosi tabloid, nie był w szczytowej formie.
Poprzednią noc spędził bowiem w klubie studenckim WOW niedaleko uniwersytetu w Białymstoku. Student uczelni o. Tadeusza Rydzyka w Toruniu postanowił zaprzyjaźnić się ze studentami z Białegostoku.
Mimo że klub dzieli zaledwie 350 metrów od hotelu Best Western Cristal, w którym zatrzymał się Misiewicz, rzecznik MON postanowił zajechać pod klub rządową limuzyną marki BMW. Towarzyszyli mu ochroniarz, którego przedstawiał jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej oraz drugi mężczyzna, którego przedstawiał jako współpracownika ministra rolnictwa, Krzysztofa Jurgiela.
Jak wspominają zebrani w klubie goście, Misiewicz cieszył się jak dziecko za każdym razem, gdy ktoś go rozpoznał. Jednemu z gości z wdzięczności zaproponował w palarni stanowisko... ministra obrony terytorialnej kraju.
Rzecznik MON parokrotnie nagabywał DJ'a, czy mógłby ogłosić ze sceny, że on tutaj jest - relacjonuje Fakt. Więcej sił poświęcał jednak studentkom. Dziewczyny nie były zainteresowane jego nachalnym towarzystwem. Jedna z nich, jak mówią świadkowie, "niemal uciekała przed nim". To go jednak w ogóle nie zrażało. Innej w czasie tańca... proponował pracę w MON.
Jeden z gości wspomina, że Misiewicz deklarował, że "ma narzeczoną,ale kocha wszystkie kobiety" i wciskał wszystkim swój numer telefonu. Okazał się także hojnym sponsorem.
Osiem czy dziesięć kolejek wszystkim w barze stawiał. Z kieszeni wyciągał setkę za setką, to była straszna wiocha - wspomina świadek zdarzenia.
Ochroniarz zabrał Misiewicza z lokalu, gdy stał się już tak natrętny wobec jednej z kobiet, że lada chwila mogło skończyć się awanturą, albo nawet bójką. Jak relacjonują świadkowie, pijany Misiewicz do ostatniej chwili zapewniał, że Antoni Maciarewicz to "spoko gość".