Mariusz Pudzianowski dzieli się z Super Expressem swoimi przemyśleniami na temat bogactwa.
Pięć lat temu zaczynałem od pracy za 1100 złotych jako stróż - wspomina. Nosiłem też pustaki na budowie: stawka 60 zł. dziennie plus obiad, a do pracy dojeżdżałem maluchem. A potem wygrałem zawody Strong Man, pieniądze odłożyłem, potem cały rok startowałem, coś sprzedałem, podpisałem w Stanach kilka kontraktów reklamowych i się nazbierało. Patrzę, a na koncie milion. Nie wierzyłem.
Wygląda na to, że Pudziana naprawdę nie zepsuły pieniądze. W każdym razie - jeszcze nie. Nie mam czasu się tym wszystkim cieszyć - mówi. Jest bo jest, a ja z tego nie korzystam. Ale to wszystko, co mam, to spełnienie moich młodzieńczych marzeń. Na sportowe auto dźwigałem cały rok.
Przypomnijmy - Mariusz jeździ nowym Lamborghini Murcielago (*ZOBACZ ZDJĘCIA)
*.
Przyznaje także, że sława i pieniądze mają swoje gorsze strony: Ostatnio tak się porobiło, że ludzie traktują mnie z góry. Przez to, że nzywam się Pudzianowski, płacę jakieś 30 proc. więcej niż inni. Mam jednak swoje sposoby, by ceny obniżyć. Na krawca mam patent. Wysyłam do niego kogoś, kto pyta, ile będzie kosztowal garnitur dla misia grubego, 130 kilogramów. Potem do miary idę osobiście. Słowo się rzekło, cena ustalona. Materiału idzie tyle, co na normalnego faceta, tylko trzeba ładnie skroić.
Zdradza też inną swoją życiową zasadę: Nigdy mnie pożyczam kumplom pieniędzy. Nie dziwimy się - wyobraźcie sobie, jakich Pudzian musi mieć kolegów.