Mateusz Kijowski, założyciel Komitetu Obrony Demokracji uparcie trwa na stanowisko lidera, mimo że wszyscy tłumaczą mu, że działa tylko na jego szkodę. Kijowskiemu jednak najwyraźniej trudno rozstać się z pracą, która przynosiła mu 15 tysięcy złotych miesięcznie. Na takie sumy opiewały ujawnione do tej pory faktury, które wystawiał swojej firmie informatycznej. Załatwił to tak sprytnie, by o pieniądzach nie dowiedział się komornik, bo mógłby je zająć na poczet zaległych alimentów.
Kijowski nie protestował, gdy media podawały, że jego dług alimentacyjny sięgnął 100 tysięcy złotych. Tłumaczył, że "płaci, ile może". Wyniosło to średnio 1200 złotych miesięcznie na troje dzieci. Koszt utrzymania jednego dziecka wycenił więc na 400 złotych. To mniej niż wynosi państwowy dodatek na dziecko.
Nie podniósł wypłacanej kwoty nawet gdy na jego konto wpływało 15 tysięcy złotych miesięcznie. Z czasem przyznał, że jego dług alimentacyjny jest dwa razy większy niż twierdził do tej pory i wynosi 220 tysięcy. Kijowski jest także całkowicie pewny, że ujawnienie kompromitujących go faktur i dowodów na to, jak oszukiwał i okradał własne dzieci oraz członków i sympatyków KOD-u, to robota "kreta", najpewniej ze służb specjalnych.
Uczestnicy zebrania mazowieckiego KOD najwyraźniej mu uwierzyli, bo wybrali go na przewodniczącego zarządu na Mazowszu.
Żona Kijowskiego, Magdalena postanowiła wesprzeć męża, żaląc się na ich ciężką sytuację. Podczas niedzielnych wyborów na przewodniczącego łódzkich struktur KOD-u, narzekała, że zarówno mąż jak i ona całe życie podporządkowali działalności na rzecz demokracji i nie tylko nie mają z tego żadnych korzyści, ale jeszcze ich dziecko jest prześladowane w szkole.
Mamy ośmioletnie dziecko, które po przyjściu ze szkoły pyta: "Mamo, dlaczego tata niszczy Polskę?". Nie umiem odpowiadać na takie pytania dziecku. Jest to cholernie trudne - wyznała Magdalena Kijowska. KOD zdezorganizował totalnie nasze życie domowe. Miałam wrażenie, że straciłam wszystko. Przez dom przewijali się obcy ludzie, dzieci nie jadły obiadów, tylko kanapki. I to jak sobie same je zrobiły. Mateusza nie było ciągle w domu, ale chociaż wiedziałam, gdzie jest i co robi. Ktoś życzliwy wrzucił nam do ogródka martwego kota. Innym razem zniszczono naszą skrzynkę pocztową.
**
**