Sytuacja Bartłomieja Misiewicza, najmłodszego (i prawdopodobnie najgorzej wykształconego) rzecznika w historii Ministerstwa Obrony Narodowej ciągle jest niepewna. Podobno prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, stracił już do niego cierpliwość. Jednak politycy PiS-u zapewniają, że szef MON-u będzie walczył o swojego ulubieńca nawet z samym prezesem.
Na razie resort obrony uspokaja, że czasowa nieobecność Bartka spowodowana jest jedynie urlopem.
Jak ujawniają Wirtualna Polska i Super Express, Misiewicz sam z siebie raczej nie zrezygnuje z pełnionego stanowiska. Nie tylko pozwala mu ono obiecywać posady nowym kolegom poznanym w nocnych klubach i jeździć do McDonalda limuzyną na sygnale, to jeszcze świetnie się na nim zarabia.
W 2016 roku Bartłomiej Misiewicz zarobił więcej niż prezes partii Jarosław Kaczyński - pisze tabloid. Na konto najbliższego współpracownika Antoniego Macierewicza wpłynęło ok. 175 tysięcy złotych, z kolei szef partii rządzącej dostał jako poseł "jedynie" 150 tysięcy.
Misiewicz zarabia w MON około 12 tysięcy złotych miesięcznie.
Na wynagrodzenie Bartłomieja Misiewicza składa się kilka kwot: wynagrodzenie zasadnicze 6070 zł, dodatek funkcyjny 180 zł, dodatek specjalny 4121,24 zł - informuje resort.
Do tego doszły wynagrodzenia z zasiadania w radach nadzorczych dwóch spółek Skarbu Państwa. W Polskiej Grupie Zbrojeniowej Misiewicz zarobił 4 tysiące, a w Energii Ostrołęka - 16 tysięcy. Otrzymał też, jak wszyscy cywilni pracownicy MON, nagrodę w wysokości 1000 złotych.
Jarosław Kaczyński, jako szeregowy poseł, zarobił w zeszłym roku 25 tysięcy mniej od Bartka. Zresztą większość pracowników gabinetów politycznych zarabia więcej od prezesa PiS. Ich pensje sięgają 14 tysięcy złotych miesięcznie.