Ewa Farna w sierpniu skończy dopiero 24 lata, jednak niedawno obchodziła dziesięciolecie swojej kariery. Z tej okazji zwolniła swojego dotychczasowego menedżera Leszka Wronkę. Podobno uznała, że zaczął zaniedbywać jej karierę odkąd ożenił się z Haliną Młynkovą, która za wszelką cenę pragnie wrócić do show biznesu. Zobacz: Ewa Farna zwolniła Wronkę! "To było 10 pięknych lat"
Poza tym nie musi już dzielić się z nim pieniędzmi. Przez minione 10 lat oddawała Wronce co najmniej 10 procent swoich zarobków.
Krótko po rozstaniu z Leszkiem piosenkarka podpisała wart pół miliona złotych kontrakt reklamowy z operatorem telefonii komórkowej oraz z producentami Idola, którzy obiecali jej zapłacić ćwierć miliona złotych za sezon. W tej sytuacji zaczyna mieć problem, co zrobić z pieniędzmi.
Bardzo dużo myślę o przyszłości. Nie chcę kiedyś martwić się o jutro. Zastanawiam się, kombinuję, jak inwestować - ujawnia w rozmowie z magazynem Gwiazdy. Odkąd zaczęłam zarabiać na śpiewaniu, rodzice nie wspierają mnie finansowo. Mam swoje pieniądze. Pracuję wiele lat, więc coś już sobie uzbierałam i inwestuję, jak uważam.
Za przykładem swojej przyjaciółki Eweliny Lisowskiej, postanowiła inwestować w nieruchomości. W tabloidzie zapewnia, że na pewno nie przehula wszystkich pieniędzy na drogie torebki, jak mają w zwyczaju żony bogatych piłkarzy. Może dlatego, że w przeciwieństwie do nich, musiałaby wydać pieniądze, które sama zarobiła.
Nie jestem rozrzutna. Nie chodzę z drogimi torebkami. A jeśli już się z taką gdzieś pokażę, to zapewniam, że ona jest pożyczona - ujawnia piosenkarka. W sprawach finansowych jestem bardzo rozsądna.
_
_