Koncert Amy Winehouse w Lizbonie okazał się totalną porażką. Przez ponad godzinę 90 tysięcy jej fanów czekało, aż gwiazda łaskawie zjawi się na scenie. Kiedy w końcu stanęła za mikrofonem okazało się, że... ledwo mówi.
Witajcie! Przepraszam, że się spóźniłam. Chciałam odwołać występ, ale za bardzo was kocham. Więc jestem – wysapała Amy.
Winehouse ledwo stała na nogach, a jej cudowny głos zamienił się w potworne skrzeczenie. Dodatkowo w trakcie występu nieustannie psuł się sprzęt nagłośnieniowy, przez co Amy przerywała śpiewanie piosenek i wdawała się w pyskówkę z obsługą techniczną. Przez cały czas dodawała sobie odwagi popijając alkohol, przez co jej zachrypnięty głos z czasem zamienił się w niezrozumiały bełkot. Rozczarowani fani patrzyli jak ich ukochana gwiazda krąży po scenie jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje.
Półprzytomna Winehouse miała wyraźne, świeże rany na rękach, które wyglądały jak cięcia żyletką. Pod sam koniec koncertu jedno z nacięć otworzyło się i fani widzieli na telebimie, jak strużka krwi spływa po jej dłoni.
Występ skończył się bardzo szybko. Amy zeszła ze sceny wspierając się na ramieniu kolegi z zespołu. Pomimo tysięcy proszących ją o bis głosów i nawoływań publiczności, nie wyszła ponownie do swoich fanów.
Posłuchaj, jak brzmiał głos Amy: http://www.wrzuta.pl/film/bf7ElSjJgF/