Rok temu głośno zrobiło się o zaledwie 20-letnim wtedy studencie, który niespodziewanie został specjalnym przedstawicielem MON do spraw strategii komunikacji międzynarodowej. Bliski współpracownik Antoniego Macierewicza zniknął jednak po tym, jak przez media oraz internet przetoczyła się ostra krytyka obsadzania kluczowych stanowisk przez osoby o wątpliwym doświadczeniu. Ministerstwo wyjaśniało, że nieobecność jednego z ulubieńców Macierewicza spowodowana jest jego stażem w firmie produkującej wyrzutnie rakiet.
Po tym, jak u boku Macierewicza zabrakło Bartłomieja Misiewicza, okazuje się, że powraca Edmund Janniger. Z informacji TVN24 wynika, że od grudnia zeszłego roku Janniger pracuje dla MON. Zatrudnienie ulubieńca Macierewicza na etat zbiegło się w czasie z wykładami jego ojca w Wojskowym Instytucie Medycznym oraz na Wydziale Wojskowo-Lekarskim UM w Łodzi. Robert Schwartz wykładał na temat zagrażających życiu zmianom skórnym wywoływanym lekami i ponoć wynagrodzenia nie przyjął, bo z niego zrezygnował.
Dzisiaj TVN24 podało, że z informacji przedstawionych przez resort wyraźnie wynika, że MON za zorganizowanie grudniowego wykładu ojca Edmunda Jannigera zapłaciło ponad 38 tysięcy złotych. Kosztami zorganizowania wykładów dla MON na temat chorób skórnych zainteresował się Tomasz Siemoniak, który zapytał ministerstwo o pełen kosztorys.
Wydatki Ministerstwa Obrony Narodowej związane z wizytą prof. Roberta A. Schwartza wyniosły 38041,53 zł, przeznaczone m.in. na zakup biletów lotniczych na trasie Nowy Jork - Warszawa - Nowy Jork, wynajęcie sali w Wojskowym Instytucie Medycznym, usługi tłumacza - czytamy w piśmie Ministerstwa Obrony Narodowej.