Rząd Prawa i Sprawiedliwości standardem uczynił nocne prace nad kontrowersyjnymi zmianami w prawie - bez konsultacji społecznych, za to przy szerokim sprzeciwie opinii publicznej. Nie inaczej stało się w przypadku zmian dotyczących przepisów w sprawie tzw. tabletki "dzień po", która należy do grupy tzw. antykoncepcji awaryjnej, stosowanej w nagłych wypadkach, gdy istnieją obawy, że stosunek może zakończyć się nieplanowaną ciążą.
Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej został zatwierdzony wczoraj podczas obrad Rady Ministrów. Zakłada on, że pigułka Ella One, którą do tej pory osoby po 15. roku życia mogły kupić od niemal dwóch lat bez recepty, teraz będzie sprzedawana jedynie po wcześniejszej wizycie u lekarza.
Tabletki ellaOne powrócą do grupy leków, których wydawanie będzie się wiązało ze ściślejszą kontrolą lekarską - czytamy w oficjalnym oświadczeniu Ministerstwa Zdrowia.
W praktyce oznacza to wzrost kosztów poniesionych na wizyty u lekarza i dłuższy czas oczekiwania na lek, którego skuteczność w tym wypadku uzależniona jest właśnie od czasu podania.
Nietrudno przewidzieć, że skorzystają na tym sami lekarze oraz placówki medyczne, a także można się spodziewać przypadków nielegalnej sprzedaży tabletek w tzw. "podziemiu farmaceutycznym".
O decyzji rządu, który obradował pod nieobecność Beaty Szydło, poinformował na konferencji prasowej wicepremier Piotr Gliński.
Warto zaznaczyć, że preparat Ella One jest dostępny w sprzedaży bez recepty w większości krajów Unii Europejskiej, za zgodą Komisji Europejskiej z 2015 roku. Jego zażycie do 24 godzin po seksie uniemożliwia zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki w macicy, jednak dla "obrońców życia", którzy zapłodnioną komórkę uważają za człowieka, jest to równoznaczne z działaniem wczesnoporonnym, mimo że do ciąży nie doszło. Jeszcze w październiku poseł Prawicy Rzeczpospolitej, Jan Klawiter, domagał się nawet... dwóch lat więzienia za jej stotsowanie.