Kiedy 10 lat temu Tamara Arciuch zaczynała karierę, mogła liczyć tylko na małe rólki. Pojawiła się w kilku serialach np. Tygrysy Europy i Adam i Ewa. Na plany zdjęciowe dojeżdżała z rodzinnej Gdyni, w pociągach spędzała kilkanaście godzin tygodniowo. Od tamtych czasów sporo się zmieniło.
Ostatni rok uczynił z Arciuch pierwszoligową - pod względem zarobków - gwiazdę. Przełomem w jej życiu była rola wrednej Karoliny w serialu Niania, z której zysk Fakt ocenia na około 100 tysięcy złotych.
Chociaż publiczność zwykle nie lubi takich bohaterów, Arciuch udało się pozyskać ich sympatię. Posypały się więc kolejne propozycje. Za rolę w serialu Halo Hans otrzymała 50 tysięcy, za Trzeciego oficera drugie tyle, za rolę w filmie Nie kłam kochanie - 30 tysięcy złotych. Jej twarz stała się na tyle rozpoznawalna, że pojawiła się także propozycja udziału w reklamie banku - za kolejne 50 tysięcy.
Swój sukces finansowy Arciuch podsumowała udziałem w Tańcu z gwiazdami. Nie wygrała wprawdzie, ale odpadła tuż przed finałem, co przełożyło się na zysk w wysokości 70 tysięcy złotych.
Razem daje to 350 tysięcy złotych zarobionych w czasie ostatniego roku. Czyli prawie 30 tysięcy miesięcznie. Niezły wynik.
Niestety sukces zawodowy nie idzie w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Podobno małżeństwo aktorki z Bernardem Szycem jest już nie do odratowania. Szczególnie, że Arciuch przeprowadziła się z synem do Warszawy, pozostawiając męża w Gdyni. Podobno romansuje z poznanym na planie Halo Hans Bartkiem Kasprzykowskim.
To chyba nienajlepszy wybór. Znajomi aktora twierdzą bowiem, że po sukcesie w telewizji zrobił się z niego mało sympatyczny człowiek. Zobacz: Bartkowi Kasprzykowskiemu odbiło?