Magdalenie Cieleckiej oberwało się za rozmowę z Nesweekiem, w której ujawniła, że ostatnio czuje się w Polsce nieswojo. Aktorka, która regularnie uczestniczyła w marszach Komitetu Obrony Demokracji oraz w Czarnym Proteście, za narastające w społeczeństwie podziały wini aktualną władzę. Posunęła się nawet do stwierdzenia, że kiedyś, wracając z marszu KOD-u, poczuła się prześladowana w tramwaju "jak żydowskie dziecko w czasie okupacji"...
W najnowszym wywiadzie dla _**Wysokich Obcasów**_ aktorka wyjaśnia, że nie czuje się ekspertką od spraw polityki. Ale ponieważ dziennikarze ciągle pytają ją o poglądy, to odpowiada z uprzejmości.
Nie chlapnęłam, ani nikt mnie nie zmanipulował, wywiad autoryzowałam. Chciałam powiedzieć, co powiedziałam, uznałam, że to najlepiej zobrazuje moje emocje w tym tramwaju. Biorę za to odpowiedzialność - zapewnia aktorka. Dla mnie ważny jest imperatyw mówienia głośno tego, co myślimy. Wielu ludziom się nie chce, trochę ze strachu, trochę z lenistwa, trochę z konformizmu. Krzyczymy, że pójdziemy umierać za ojczyznę, ale nie jesteśmy w stanie zwrócić uwagi sąsiadowi, który bije psa. Mamy jakiś wdrukowany lęk, żeby się nie wtrącać. I to jest szkodliwe. Daliśmy [Cielecka, Ostaszewska, Stuhr, Poniedziałek] ten wywiad, bo wydaje nam się i na szczęście nie tylko nam, że jako artyści mamy obowiązek to robić, bo będąc rozpoznawalni, jesteśmy słyszalni. Ja bym wolała tylko grać. Ale nas pytają. Zrobiono z nas takie gadające głowy. Jak Maja powiedziała: traktuje się nas trochę jak objazdowe dziwki, a z drugiej strony każe się nam wypowiadać na każde możliwe tematy i stawia w rolach ekspertów. Polityka wkroczyła do teatru. To konsekwencje podziału, klasyfikowania, za które winię polityków.
Obecnie Cielecka pracuje w jednym teatrze z Ewą Dałkowską, odtwórczynią roli Marii Kaczyńskiej w filmie Smoleńsk. Jak przyznała, sama nie przyjęłaby takiej propozycji, ale nie ocenia wyborów innych.
O Ewie nie będę się wypowiadać. Były takie sytuacje, kiedy na koniec spektaklu czytaliśmy manifest, wspierający kolegów z Teatru Polskiego we Wrocławiu i nie wszystkie osoby zostawały na scenie. Marian Opania nie przyjął roli w Smoleńsku i ja też bym tam nie zagrała - wyjaśnia aktorka. Mam ten komfort, że mogę odmówić, ale rozumiem, że wielu artystów nie ma takiej swobody. Jest dla mnie oczywiste, że do TVP nie będę zapraszana. Nie ukrywam, że teraz jest dla mnie bardzo ważne, w jakim towarzystwie pracuję. Ubolewam nad tym, że dzisiaj wzięcie udziału w projekcie, w którym są twarze znane z poparcia dla obozu rządzącego, staje się legitymizacją tego obozu. Większość kolegów nie chce mieć z tym nic wspólnego. Ale młodych, nieznanych aktorów to stygmatyzuje. Może mają takie poglądy, może chcieli zaistnieć, albo mieć pracę, ale to niebezpieczne.
Zobacz też: Cielecka w "Vivie": "Dziś jestem daleko od Kościoła, bo, poza wyjątkami, stał się SZKODLIWY"