Uff, udało się. Tym razem już bez awarii dobiegła końca 2. edycja You Can Dance. Według widzów najlepszym tancerzem został Artur Cieciórski i to on poleci uczyć się w prestiżowej szkole Broadway Dance Center w Nowym Jorku.
Czujemy się trochę zawiedzeni, bo odcinek był mało emocjonujący, nie jak na finał przystało. Nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że uczestnicy poprzedniej edycji byli jacyś bardziej wyraziści. No i wynik głosowania nie był specjalnym zaskoczeniem. Wygrał człowiek-sprężyna, które we freestyle'u pokazał, że jest właściwie akrobatą.
To, co rzuciło się w oczy, to że Kinga Rusin ubrana była dokładnie w tę samą sukienkę, co dzień wcześniej. Po widowni z mikrofonem biegał Olivier Janiak w bardzo dziwnym stroju - marynarce w jakieś plamy, lub łaty i w koszulce z dużym dekoltem. Ciekawe, kto mu doradza takie ubiory. Gościem specjalnym był zwycięzca 1. edycji, Maciek Florek, czyli "Gleba". Zatańczył wraz z uczestnikami 2. edycji tuż przed ogłoszeniem wyników.
Szkoda nam Kasi, wielkiej przegranej, która od początku przedstawiana była jako najlepsza tancerka tej edycji. Artur, zwycięzca programu, wzbudził jednak większą sympatię. Odbierając nagrodę obiecał, że zrobi wszystko, by ściągnąć do Polski swoją żonę i jej dziecko, które wspólnie wychowują.
W czerwcu ruszają castingi do trzeciej edycji. A we wrześniu kolejna porcja tekstów Piróga, przesłodzonych komentarzy Weroniki "Baletnicy" Pazury oraz samczych okrzyków Egurroli. No i mięśni Kingi Rusin.