Kiedy kilka tygodni temu wyszło na jaw, że Tomasz Schimscheiner zdradza swoją ciężarną żonę w burdelu, wszyscy byli pewni, że oznacza to koniec ich małżeństwa. Żona aktora tak bardzo mu jednak ufa, że nie dała wiary dowodom (przypomnijmy - wychodził w środku nocy z budynku agencji towarzyskiej - sytuacja absolutnie jednoznaczna). Tomasz wmówił jej jednak w jakiś sposób, że media kłamią.
Te zdjecia były jednoznaczne - wspominają znajomi pani Beaty pytani przez Świat i ludzie. Ale niepokoiliśmy się bez potrzeby, bo Beata podeszła do nich ze stoickim spokojem. Uznała, że to świetny żart!
Przez wszystkie te lata pani Beata nigdy nie zwątpiła w uczucia męża. Zdążyła się przyzwyczaić, że jest człowiekiem towarzyskim - pisze tabloid. Nieraz dochodziły ją głosy o imprezach, których gośćmi były głównie przedstawicielki płci pięknej. Ale ona wiedziała jedno: w życiu jej męża liczy się tylko ona!
To kobieta z temperamentem. Gdyby nie miała do męża zaufania, przegoniłaby go na cztery wiatry - przekonują znajomi. Niestety, ufa mu aż za bardzo.
To smutna historia. Schimscheiner kilka dni po zdradzie chwalił się publicznie, jakim jest doskonałym mężem i ojcem. To chyba najbardziej zakłamany człowiek, o jakim słyszeliśmy.