Wśród obsesji i uzależnień, w jakie popadają gwiazdy show biznesu jest jedno bardziej powszechne niż narkotyki czy alkohol: uzależnienie od własnego wizerunku. Celebryci szybko tracą kontakt z rzeczywistością nie zauważając, w jak głęboką popadają śmieszność.
Choć przesadę najlepiej widać po pękających wręcz piersiach Mariah Carey czy napiętej do granic wytrzymałości cerze Nicole Kidman, wśród gwiazd szalejących na punkcie swojego wyglądu jest też... Leonardo DiCaprio. Co prawda między kluczowymi dla jego kariery galami aktor nie wygląda na amanta, na najważniejsze imprezy jest gruntownie przygotowany. Do tego stopnia, że ma osobnego fryzjera, który... czesze mu brwi.
W sprawie dwóch pasków włosków DiCaprio ufa tylko jednej osobie na świecie - "stylistce brwi" Sharon-Lee Hamilton. Problem w tym, że kobieta pracuje w Australii, w Sydney, a gala odbyła się na innym kontynencie, ponad 12 tysięcy kilometrów dalej. Dla Leo to drobiazg, opłacił jej nie tylko zabieg, który normalnie kosztuje 200 dolarów, czyli ponad 800 złotych, ale wszystkie koszty przelotu i pobytu. Do tego umówił się ze znajomymi - w tym Tobeyem Maguire, żeby stylistka zajęła się także nimi.
Trudno zgadnąć, co Hamilton mogła zrobić Leonardo oprócz wyrwania kilku włosów i przylizania reszty, co każdy może zrobić przed lustrem. Ona sama zapewnia, że jej usługa jest bardzo ekskluzywna.
Po pełnej analizie twarzy oferuję pełną usługę obejmującą usuwanie przebarwień, plam czy rozjaśnień w połączeniu z profesjonalnym kształtowaniem - oferuje na swojej stronie stylistka. W usługę wliczone jest farbowanie wraz nasyconym glikolowo zabiegiem kolagenowym na oczy oraz kuracją parafinową na dłoniach podczas rozjaśniającego makijażu oczu.
Wygląda na to, że przygotowania Leo przez galą Oscarów musiały trwać około tygodnia, bo przecież do "wystylizowania" zostały jeszcze włosy na głowie, zęby i cała reszta ciała. Z drugiej strony, choć różnie komentowano styl DiCaprio, nikt nigdy nie zarzucił mu, że przyszedł z potarganymi i tłustymi brwiami.
Zobaczcie efekty. Warte fortuny?