Czy domyślacie się jak aktorka Scarlett Johansson spędziła swoje 21. urodziny? Może pojechała z przyjaciółmi do domku na plaży na jakiejś egzotycznej wyspie, albo na zakupy do Paryża? Nic z tych rzeczy!
Scarlett odprawiła swoje urodziny, w towarzystwie rodziny, w nowojorskim klubie ze striptizem. Nie jest to raczej coś, czego moglibyśmy się spodziewać po tej grzecznej dziewczynie.
Impreza urodzinowa miała miejsce w listopadzie zeszłego roku, ale dopiero teraz aktorka przyznała się do niej Davidowi Lattermanowi w jego talk show Late Night With David Latterman:
Kiedy kończyłam dwadzieścia lat pojechałam do Disneylandu, ale w tym roku mój brat wolał iść do klubu ze striptizem, więc poszliśmy tam.
Dlaczego decyzja brata Scarlett była taka ważna? Ponieważ to również jego urodziny! Hunter Johansson i Scarlett są bliźniakami.
W wywiadzie Scarlett opowiedziała o dość dziwnym doświadczeniu, jakim był dla niej "lapdance", czyli taniec który striptizerki wykonują na życzenie klientów w oddzielnym pokoju. Ktoś z gości postanowił sprawić jej taki, dośc nietypowy prezent. Z początku aktorka się opierała, ale potem stwierdziła, że będzie odważna i przyjmie podarunek. Przyznała, że z początku czuła się dziwnie:
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc zadawałam jej pytania typu: "Chodzisz gdzieś do szkoły?", albo "Czy Candy to twoje prawdziwe imię?"
Aktorka przyznała też, że striptiz w wykonaniu Candy wcale jej się nie podobał:
To była taka bardzo wysoka dziewczyna, silna i agresywna jak amazonka. Była wysoka; bardzo, bardzo chuda, trochę szalona i dziwna.
Zaczęła się rozbierać i owijać wokół mnie. Ale była tak chuda, że chyba miednicą czy kością biodrową otarła mi skórę! To było okropne!