Paparazzi śledzący Borysa Szyca powinni na siebie uważać. Aktor zagroził im właśnie publicznie "wypruciem flaków". Powinni potraktować to poważnie, słowa te wypowiada bowiem człowiek, który ma poważne problemy z piciem i kontrolowaniem agresji.
To obrzydliwe, co dzień śledzą mnie dwa albo trzy samochody - mówi Szyc w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej. Pstrykają z ukrycia, bo chcą mnie koniecznie przyłapać z kieliszkiem. (...) Są zdolni do wszystkiego. Niedawno węszyli wokół mojego domu.
A wie pani, co wywołuje tak naprawdę MOJE oburzenie? - grzmi Szyc. Oni wydzwaniają, żebym im powiedział, gdzie i kiedy będę, że mi tak niby z ukrycia zrobią zdjęcia. Lenie jedne, to ma byc dziennikarstwo? Że ja niby nie wiem, oni niby nie wiedzą, oni tak niby przypadkiem na mnie trafili. Jak już się zajmują taką pracą, to niech mnie przynajmniej uczciwie śledzą i przyłapują! (...) Mam ochotę tym "pstrykaczom" wbijać nosy do mózgów, wypruwać flaki. Do takich emocji moga doprowadzić normalnego człowieka.
Borys Szyc powinien nabrać dystansu do sprawy. Raz że mało kto o nim ostatnio pisze, dwa że na przestrzeni ostatnich miesięcy był bohaterem głównie w kontekście nadużywania alkoholu oraz niestałości w związkach - na własne życzenie. Może niech zacznie od naprostowania siebie samego, a nie udziela czytelnikom porad życiowych w lokalnej prasie.