Adele uważana jest za jedną z najskromniejszych gwiazd show biznesu, co przyciąga do niej fanów przynajmniej równie mocno, co jej głos. Prywatnie piosenkarka żyje skromnie i jest skupiona na swoim synu, 4-letnim Angelo Jamesie, którego ma z partnerem Simonem Koneckim. Gdy wchodzi na czerwone dywany też się nie zmienia. Publicznie przyznała, że nie czuje, żeby zasłużyła na statuetkę Grammy, którą postanowiła się podzielić z Beyonce.
W zeszłym roku Adele wystąpiła na 107 koncertach pod rząd, odwołała tylko jeden ze względu na chore gardło. We wtorek rozpoczęła kolejną trasę po Australii, która już na samym początku stanęła pod znakiem zapytania. Podczas prób przed koncertem doszło do wypadku, w którym został ranny syn Adele, Angelo.
W trakcie próby sprawdzono efekty pirotechniczne i wystrzeliły fajerwerki. 4-latek miał pecha i odłamek ze sztucznych ogni trafił go w oko. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ale Adele była bardzo wystraszona. W wielu wywiadach podkreślała, że syn jest najważniejszą osobą w jej życiu. Podjęła decyzję, że aparatura do fajerwerków zostanie wymontowana i w ogóle wycofa z koncertu ten element programu.
Mieliśmy tu próby i aż do wczorajszej nocy mieliśmy przygotowane dla was fajerwerki - powiedziała Adele podczas koncertu. Oczywiście każdy lubi pokaz fajerwerków. Niemniej, mój syn oglądał nas w tłumie. W zasadzie to nawet nie by tłum, może jakieś pięć osób. I jeden z odłamków, wcale nie duży, tylko taki mały sukinsyn, trafił go w oko i sprawił dużo bólu. Zdecydowałam, że nie będzie już fajerwerków.
Podczas koncertu widząc swoich fanów gwiazda zmieniła zdanie. Postanowiła, że pozwoli im zadecydować, czy powinny się jeszcze pojawić.
Krzyczcie "hura", jeśli ich chcecie - powiedziała do tłumu. I krzyczcie "buu", jeśli nie chcecie, żeby trafiły was w oko.
Okazało się, że fani zdecydowali woleli show z fajerwerkami. Adele obiecała im taki pokaz, ale niestety... od kolejnego koncertu.