Tyle mówi się już o panu Januszu Andrzejczuku, że byliśmy naprawdę bardzo ciekawi, jak wygląda. I jest, wreszcie - Lansik.plopublikował kilka jego zdjęć, zrobionych podczas koncertu Gośki na Polach Mokotowskich w Warszawie (*ZOBACZ!)
*.
Co ciekawe - Gosia Andrzejczuk / Andrzejewicz / Pearline ubrała się w te same ciuchy co podczas opisywnaego przez naskoncertu w Olsztynie. Dzieci ze szkół dostały wtedy nakaz od dyrekcji, żeby przyjść na jej występ. Dlatego frekwencja dopisała. Ale na zdjęciach widać osowiałe, smutne dziewczynki siedzące ze spuszczonymi głowami pod sceną. Tak już będą od teraz wyglądać koncerty Gośki - ludzie przychodzą na nią tylko żeby się pośmiać, albo pod przymusem...
W każdym razie na warszawskim koncercie Gosia pojawiła się towarzystwie swojego zaborczego "ojca-dyrektora". Okazuje się on być niepozornym, siwym panem. I pomyśleć, że wydawca Andrzejczuk oskarża go o bycie bezwzględnym tyranem, przywłaszczającym sobie pieniądze córki, każącym jej usługiwać sobie i ciągnąć za sobą walizkę.
Pan Janusz musi być bardzo wprawnym manipulatorem. Według Remika Łupickiego całkowicie kontroluje myśli swojej córki, ucząc ją na pamięć odpowiedzi na trudne pytania. Podczas wywiadów Gośka recytuje podobno jego słowa. Co ciekawe, przekonał ją nawet do tego, by wyparła się swojego nazwiska. Podczas ostatniego, słynnego jużwywiadu na Planecie FM, Gosia zapytana o to, dlaczego zmieniła nazwisko z Andrzejczuk na Andrzejewicz, mówiła z przejęciem, że Andrzejczuk to "fałszywe nazwisko" i że nazywała się tak tylko "przez kilka lat" (choć jak dobrze wiemy, przez całe życie była Gosią Andrzejczuk). Mówiła o tym nazwisku z taką nienawiścią i pogardą jak o Pudelku. To było naprawdę dziwaczne...
Andrzejczuk to fałszywe nazwisko - zapewniała. Moje prawdzie nazwisko to Andrzejewicz.
Przypomnijmy - swoim znajomym z liceum Gosia tłumaczyła, że zmienia nazwisko, bo "Andrzejewicz jest bardziej medialne, tak jak Bartosiewicz".
Spójrzcie na człowieka, który potrafi przekonać swoją córkę do wszystkiego: