Znany nocny klub w Montrealu wynajął Pamelę Anderson, aby swoją obecnością "uświetniła" zorganizowane tam przyjęcie. Za samo przybycie i pokazanie swoich (podwiędłych już) "balonów" najsłynniejszy króliczek Playboya otrzymał aż 100 tysięcy dolarów. Dodatkowo gwiazda zażądała też... wypełnienia luksusowego pokoju hotelowego kwiatami.
Do zadań Anderson należało przejście się po czerwonym dywanie, porozmawianie z prasą i zareklamowanie klubu, a także sędziowanie w konkursie na najlepsze ciało w bikini. Okazało się, że aż trzy pozycje na liście obowiązków to zdecydowanie za dużo dla Pameli.
Gwiazda szybko weszła do klubu, ignorując zebrane pod budynkiem rzesze fanów. Na pytania dziennikarzy odpowiadała zdawkowo, po czym bez słowa odwróciła się i odeszła. Cały swój występ ograniczyła do siedzenia na kanapie, gdzie ze znudzoną miną wymachiwała małą flagą Kanady.
Zaskakujące zachowanie jak na osobę, która w przeszłości ściągała majtki za kilka dolarów.