W piątek o 5 rano czasu amerykańskiego do luksusowej posiadłości w mieście St. Charles w Illinois wezwano policję. Sąsiedzi, którzy zawiadomili służby twierdzili, że słyszeli wystrzały z broni palnej w środku domu. Na miejscu funkcjonariusze zobaczyli prawdziwą masakrę. Od razu stwierdzili zgon trzech osób. Wszystko wskazuje na to, że w morderczym szale ojciec zastrzelił swoje dwie 16-letnie córki-bliźniaczki.
Według Daily Herald rodzina Cofflandów borykała się ostatnio z problemami. 9 marca po raz pierwszy pojawiła się tam policja, ale interwencja nie zakończyła się żadnym zatrzymaniem. Powodem wezwania służby był konflikt między 48-letnim Randallem Cofflandem i jego żoną, 46-letnią Anjum. Choć wciąż byli małżeństwem, mieszkali osobno. Według raportu "nie doszło do żadnego aktu przemocy".
Nie wiadomo, co wydarzyło się tym razem, a policja nadal ustala sekwencję wydarzeń, które doprowadziło do trzech zgonów.
Kiedy przechodziłam przez ulicę usłyszałam krzyki - powiedziała telewizji WGNTV sąsiadka, Tammy Hartje. Gdy się przyjrzałam, zobaczyłam, że drzwi były otwarte. Wydało mi się to dziwne, bo na zewnątrz było bardzo zimno.
Wszystko wskazuje na to, że Randall zastrzelił swoje córki, Brittany i Tiffany. Poważnie ranił też żonę, która została zabrana do szpitala. Według doniesień jej zdrowiu nic nie zagraża. Na koniec masakry sprawca popełnił samobójstwo.
Jak doniosły później media, to ojciec wezwał policję do domu.
Zamierzam siebie też zastrzelić. Moje obie córki nie żyją, ja się zastrzelę - powiedział. Niedługo potem na policję zadzwoniła ranna w nogę Anjum, która wołała o pomoc: Przyjedźcie tu natychmiast! O mój Boże, mój mąż zastrzelił nasze dzieci! Moje córki nie żyją!
Bliscy bliźniaczek są w szoku po tragedii.
To straszne, gdy sobie uświadomiłam, że ktoś tak bliski, i kogo widziałam w ciągu dnia, może w ciągu kilku godzin zniknąć - powiedziała telewizji WGNTV Ally Siebrasse, przyjaciółka sióstr. Uśmiech Tiffany po prostu rozświetlał pokój. I jej osobowość. Była niesamowitą dziewczyną. Można powiedzieć, że każdy czuł się lepiej, jak tylko ją poznał.
Przyjaciółka powiedziała też, że Brittany, która była szkolną cheerleaderką, miała "bardzo dobre serce".
Wokół ławki niedaleko posiadłości Cofflandów zbierają się żałobnicy, którzy zostawiają tam kwiaty oraz znicze. Postawiono tam także trzy krzyże z imionami zmarłych. Wszyscy próbują dociec, dlaczego doszło do zabójstwa. Nawet koleżanka sióstr Tatianna Lerario, która je ostatnio odwiedziła, nie widziała żadnego sygnału zapowiadającego tragedię.
Myślę, że nikt nie zgadnie, co stało się w tym domu - powiedziała. Tego nie wie nikt.
_
_