W minioną środę Matthew Perry, znany z roli Chandlera w serialu Przyjaciele, był gościem talk show Jimmiego Kimmela, w którym zdobył się na zaskakujące wyznanie. Przyznał bowiem, że w podstawówce… pobił przyszłego premiera Kanady, Justina Trudeau.
Okazuje się, że aktor, który wychowywał się w Ottawie, uczęszczał z przyszłym premierem do tej samej szkoły podstawowej Rockcliffe Park w zamożnej dzielnicy miasta. Nie przyszło mu wtedy do głowy, że kolega, któremu zazdrościł sukcesów sportowych, zajdzie kiedyś tak wysoko.
Przypomniał mi to mój przyjaciel Chris Murray, który też był wtedy w piątek klasie - wspominał Perry. Właściwie to obaj pobiliśmy Justina... Poszło chyba o to, że był świetny w sporcie, a my byliśmy zazdrośni.
Matthew zapewnił, że "nie jest dumny" z tego incydentu.
Ja się tym nie chwalę, to okropne, byłem głupim dzieciakiem - przyznał.
Zażartował jednak, że w jakiś sposób mógł przyczynić się swoim zachowaniem do tego, że Trudeau osiągnął później tak wiele.
Możliwe, że przyczyniłem się do tego, że się zawziął w sobie i pomyślał: "Będę ponad tym, pewnego dnia zostanę premierem!" - żartował.
Przedstawiciele z biura Trudeau zapytani, czy chcą jakoś skomentować tę sprawę, nie udzielili odpowiedzi.
Myślicie, że premier nadal ma żal do "Chandlera"?