W listopadzie 2015 roku Sąd Apelacyjny po raz drugi rozważył sprawę operacji plastycznych Ewy Minge. Dla projektantki, która po wyroku sądu pierwszej instancji zdążyła już ogłosić, że nic sobie nie poprawiała w twarzy i ma na to sądowe dowody, było to niemiłe zaskoczenie. Dr Andrzej Sankowski, składając apelację, tłumaczył, że, jako specjalista w dziedzinie chirurgii plastycznej miał prawo wyrazić swoją opinię na temat ewolucji twarzy projektantki. Sąd Apelacyjny przyznał mu rację.
Kluczowe w uzasadnieniu wyroku było to, że sąd w żaden sposób nie rozstrzyga, czy Minge miała operację plastyczną, czy nie - w ogóle się do tego nie odnosi. Przedmiotem orzeczenia było jedynie to, czy Sankowski miał prawo wyrazić swoją opinię.
Projektantki to nie zadowoliło. Wolałaby mieć w garści wyrok sądu, wyraźnie rozstrzygający, że nie miała liftingu. Dlatego zażądała powołania biegłych sądowych, a ich ekspertyzę opublikowała na Facebooku.
Zobacz: Minge: "Nie miałam liftingu! Uchodzę w tym kraju za OFIARĘ OPERACJI, KTÓRYCH NIGDY NIE MIAŁAM!"
Ostatnio uznała jednak, że to nie wystarczy, bo ludzie nadal myślą, że się operowała. Postanowiła złożyć apelację, mając nadzieję, że sąd zabroni Sankowskiemu i reszcie Polaków posądzać ją o lifting. Nie zraziło jej nawet to, że Sąd Okręgowy w Warszawie właśnie oddalił jej powództwo w sprawie przeprosin od Sankowskiego i 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Ewa liczy, że Sąd Apelacyjny będzie wobec niej bardziej życzliwy.
_**Ten wyrok po apelacji zostanie zmieniony**_ - zapewnia, pewna swego, w tygodniku Twoje Imperium. Sąd popełnił błędy!
Sankowski nawet się nie zdziwił.
Zdaję sobie sprawę, że pani Minge lubi się sądzić ze mną i nie odpuści tak łatwo - komentuje w tabloidzie. Spodziewałem się, że złoży apelację. Ale dzisiaj czuję się wygrany. Mimo że pani Minge starała się przeciągać sprawę, sprawiedliwość zwyciężyła.
Jak sądzicie, sąd widział te zdjęcia?