Antoni Macierewicz długo walczył o możliwość zatrzymania u swojego boku ulubionego współpracownika, Bartłomieja Misiewicza. Obecny minister obrony narodowej przygarnął go pod swoje skrzydła 10 lat temu. Misiewicz miał wtedy zaledwie 17 lat, jednak, jak wyznał Antoni, już wtedy przewyższał wszystkich intelektem: Macierewicz znów o Misiewiczu: "Od 10 lat zajmuje się najważniejszymi kwestiami. Nie dorównujecie mu intelektem"
Kiedy Macierewicz jesienią zeszłego roku powrócił do resortu obrony, mianował Bartka swoim rzecznikiem i na zachętę odznaczył go Złotym Medalem "Za Zasługi dla Obronności Kraju". Z reguły odznaczeni zaczynają od medalu brązowego i srebrnego, by dopiero po pięciu latach otrzymać złoty, jednak dla swojego ulubieńca Macierewicz postanowił znacznie skrócić procedurę.
Misiewicz szybko poczuł się niezastąpiony na nowym stanowisku. Nabrał zwyczaju jeżdżenia na sygnale do McDonalda i rozdawania państwowych posad nowym kolegom z palarni. Macierewicz z zagadkowym uporem przeciwstawiał się wszelkim próbom zdyscyplinowania swojego ulubieńca. Jak ujawnił jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości, na przykładzie Misiewicza "pokazuje, kto tu rządzi". Kłopot w tym, że pokazał nie tylko swoim kolegom z rządu i premier Beacie Szydło, lecz także Jarosławowi Kaczyńskiemu. Prezes PiS-u nie zniósł dobrze wiadomości, że Misiewicz otrzymał specjalnie dla niego utworzone stanowisko w Państwowej Grupie Zbrojeniowej z pensją wynoszącą 50 tysięcy złotych miesięcznie: Misiewicz zarobi 50 TYSIĘCY MIESIĘCZNIE! "Antoni pokazał, kto tu rządzi"
Kaczyński zapowiedział zawieszenie Misiewicza w członkostwie partii, wyrzucenie go z PGZ i powołanie komisji specjalnej, złożonej z nieżyczliwych Antoniemu działaczy.
Joachim Brudziński, Marek Suski i Mariusz Kamiński w cztery godziny "wnikliwie" zbadali sprawę i doszli do wniosku, że "pan Bartłomiej Misiewicz nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa czy innych sferach życia publicznego".
Na pewno?
Według ustaleń Faktu, Antoni Macierewicz... do tej pory nie zwolnił Misiewicza z MON!
Tuż po tym, jak został wyrzucony z PiS, Misiewicz, jak gdyby nigdy nic pojechał do siedziby resortu - relacjonuje tabloid. Już bez limuzyny, lecz wciąż z ogromną pewnością siebie, zajechał taksówką pod bramę MON i wparadował na dziedziniec resortu. Nie udało się ustalić, mimo licznych telefonów i e-maili, wysyłanych do rzeczniczki MON Anny Pęzioł - Wójtowicz, wiceministra obrony Bartosza Kownackiego i samego Misiewicza, co tam robił. Sprawdzaliśmy w MON i decyzji o zwolnieniu go nadal nie było. Wciąż przebywał na urlopie! Czyżby więc po cichu miał nadal tam pracować?