Cztery lata temu Agnieszka Kotulanka pożegnała się z serialem Klan. Oficjalnie została odesłana do domu po to, by uporządkować swoje "sprawy osobiste". Dla wszystkich w produkcji było jednak jasne, że chodzi o odwyk.
Niestety, szybko wyszło na jaw, że pozbawiona pracy aktorka nadal nie radzi sobie z nałogiem. Zerwała kontakty z bliskimi i nie wpuszczała do domu nawet księdza, który próbował wspomóc ją modlitwą. Nie dała rady wrócić na plan nawet na scenę własnej śmierci. Na szczęście córce aktorki, Katarzynie Sas-Uhrynowskiej udało się podjąć skuteczną interwencję i namówić matkę na leczenie w specjalistycznym ośrodku.
Wprawdzie nie wszystko udało się za pierwszym razem, jednak po kilku miesiącach od rozpoczęcia kuracji wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Niestety, wkrótce potem fotoreporterzy znów przyłapali ją na opróżnianiu "małpek" w parku.
Aktorka podjęła więc drugą terapię, znów w zamkniętym ośrodku uzależnień. Jednak ta również nie dała długotrwałych rezultatów. Terapeuta uzależnień Jacek Sędkiewicz wyjaśnia w Super Expressie, że choć sprawa wygląda poważnie, nie należy tracić nadziei, bo kiedy chory z własnej woli wraca na terapię, to znaczy, że jest w nim wola zmiany, a czasem przerwy w pici mogą stać się coraz dłuższe.
Biorąc pod uwagę spustoszenie, jakie robi alkohol w organizmie, alienację, odsunięcie się od przyjaciół i życia społecznego, to sytuacja nie wygląda dobrze. Taki stan może prowadzić do najgorszego, nawet do śmierci - komentuje psycholog. Ale jeśli alkoholik po terapii wraca do picia, a potem znowu na terapię i tak dalej, to w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że potrafi jednak wytrzymać w trzeźwości. Przy kolejnej terapii może wyciągnąć wnioski, jakie popełnił błędy i co może zrobić lepiej, by wytrwać w trzeźwości jak najdłużej.
**#gwiazdy: Agnieszka Kotulanka podjęła ważną decyzję
**