Lech Wałęsa nie ma jakoś szczęścia do członków rodziny, a już miniony rok w ogóle był pasmem nieszczęść. W styczniu stracił jednego z synów, który od dawna zresztą nie ukrywał, że jego celem jest zapicie się na śmierć. Jeden z wnuków byłego prezydenta został aresztowany za ugodzenie nożem swojej konkubiny, drugi za palenie marihuany, a była żona Sławomira Wałęsy została przyłapana na próbie wyniesienia ze sklepu kurtki za prawie tysiąc złotych. Potem tłumaczyła, że wcale nie chciała ukraść kurtki, tylko… metkę.
A ostatnio wpadł sam Sławomir, który został zatrzymany w toruńskiej Biedronce na próbie kradzieży, chociaż na znacznie mniejszą skalę niż była małżonka. Policja zarzuca wyniesienie bez płacenia świeczki zapachowej. Funkcjonariusze zapewniają, że przystąpili do śledztwa z całą powagą, na którą ta sprawa zasługuje. Obecnie trwają przesłuchania.
Potwierdzam, że do jednego ze sklepów na toruńskim Rubinkowie została wezwana policja w sprawie kradzieży. Chodzi o wykroczenie. Policjanci wyjaśniają, czy do kradzieży doszło. Będziemy przesłuchiwać świadków i zabezpieczymy monitoring - zapowiada w Super Expressie podinspektor Wioletta Dąbrowska, rzecznik prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Toruniu. Policjanci nie przeprowadzali badań na zawartość alkoholu u zatrzymanego mężczyzny. Potwierdzam, że zatrzymany przez ochronę to Sławomir W.
Do kradzieży doszło w niedzielę około godziny 19.30. Sławomir W. broni się, zapewniając, że świeczkę miał w kieszeni przypadkowo, bo kupił ją wcześniej, tylko zgubił paragon.
Nie ukradłem żadnej świeczki zapachowej. Miałem ją w kieszeni, bo w tym samym miejscu kupiłem ją dwa dni wcześniej. To musi być na monitoringu - tłumaczy w tabloidzie. Do sklepu poszedłem po piwo. Zostałem zatrzymany przez ochroniarza i zaprowadzony do kantorka. Tam chciał mnie przeszukać. Powiedziałem, że to może zrobić tylko policja, więc wezwał patrol.