Pisaliśmy już o tym, że nie tylko media, ale i goście weselni zostali podpuszczeni jeśli chodzi o miejsce ceremonii Rubika i Agatki. Ucieczka przed paparazzi po Wrocławiu zakończyła się ostatecznie w kościele pw. św. Jadwigi, oddalonym o 6 kilometrów od miejsca, które podano na zaproszeniach.
Wokół świątyni czekało już dwunastu ochroniarzy. Przed wpuszczeniem gości sprawdzali zaproszenia i dokładnie przestrząsnęli wnętrze kościoła w poszukiwaniu intruzów - pisze Fakt. Zaglądali nawet do konfesjonałów. Do świątyni wpuszczano tylko i wyłącznie osoby, które na nadgasrtku miały specjalną bransoletkę. Do kościoła nie mogły się dostać nawet miejscowe kobiety, które przyszły się pomodlić!
Ochroniarze toczyli na zewnątrz walkę z fotografami, którzy chciali zbliżyć się do budynku. Wyglądało to jak na linii frontu. Po ceremonii para młoda wyszła do jednego z trzech podstawionych przy różnych wyjściach samochodów. Jak się okazało, najbardziej udekorowane auto odjechało puste. Podczas wesela nowożeńcy unikali zbliżania się do okien równie ściśle strzeżonego pensjonatu Jana Pawła II.
Zadziwiające, jak można sobie na własne życzenie zepsuć jedną z najważniejszych uroczystości w życiu. Rubik i Agatka padli ofiarami swojej chciwości. By sprzedać fotki jak najdrożej nie mogli pokazać się konkurencji. Pomyślcie - w czasie własnego wesela musieli się pilnować, żeby ani razu nie podejść do okna! Im się naprawdę wydaje, że są jak Brad Pitt i Angelina Jolie.
Super Express twierdzi, że Rubik przehandlował prawa na wyłączność do zdjęć i stąd ta cała szopka. Tabloid jest wyraźnie oburzony, że to nie oni dostali te materiały:
Jego tandetne, świecące wdzianko mogli uwiecznić tylko ci, co za to zapłacili - pisze. Rubik wzgardził swoimi wielbicielami, bo za grube tysiące przehandlował prawo na wyłączność do relacji ze swojego ślubu. Na parasolach i na wozie nowożeńców widniały loga różnych firm - sponsorów. Pewnie w ten sposób Rubik miał te gażdżety za darmoszkę. Wygonieni z kościoła wierni patrzyli na ten cyrk z niedowierzaniem. - Przecież nie można zamknąć kościoła przed wiernymi, to nie jakaś knajpa - mówiły oburzone kobiety. Ale jak się ma pieniądze to wszystko można.
Podobno kiedy orszak ślubny zajechał pod pensjonat, w którym zaplanowano wesele, nawet czekającym tam fanom "Pana Piotra" puściły nerwy i zaczęli skandować: "Żenada! Żenada!"
Milutka uroczystość, prawda?