Ewa Błaszczyk od 16 lat godzi karierę aktorską z prowadzeniem fundacji Akogo oraz kliniki Budzik, opieką nad będącą w śpiączce córką, Aleksandrą Janczarską i wychowaniem drugiej córki, Mani, która kończy już studia i planuje zamieszkać z chłopakiem. Niestety nowatorski zabieg, przeprowadzony rok temu przez japońskich specjalistów poprawił stan zdrowia Oli w trudno zauważalny sposób. Jak przyznała sama aktorka, zmiany są tak subtelne, że zauważają je tylko osoby, zajmujące się Olą na co dzień od wielu lat.
Otwierają się płaty mózgu odpowiedzialne za emocje - wyjaśniła w grudniu aktorka. Tego wcześniej nie było. Ukrwienie mózgu też jest lepsze. Laik powie, że się nic nie zmieniło, ale ludzie, którzy są zaangażowani w leczenie, stwierdzą, że to kroki milowe.
Nie zmienia to faktu, że Ola nadal wymaga całodobowej opieki i wielogodzinnej rehabilitacji. Błaszczyk nie zwalnia jednak tempa. Na fali entuzjazmu po wybudzeniu 32 pacjentów w Klinice Budzik, otworzyła filię placówki w Olszynie i planuje uruchomienie kolejnych.
Chcielibyśmy jak najszybciej otworzyć podobną placówkę w Chorzowie, a Warszawie - nowoczesne Neurocentrum, w którym mogłyby być wprowadzone najnowsze światowe programy eksperymentalne - zapowiada w tygodniku Świat i Ludzie. Bardzo na to liczę, że te plany się powiodą.
Wiele osób zastanawia się, skąd w 61-letniej, kruchej na pozór kobiecie bierze się tyle siły. Błaszczyk sama przyznaje, że czasem się za bardzo rozpędza.
Tak się to wszystko toczy, ale jestem ostatnią osobą, która pomściłaby na swój los - ujawnia aktorka. Trzeba coś robić, działać. Narzekanie nie prowadzi do niczego dobrego. Ale jest we mnie potrzeba, by trochę zwolnić. Mówię sobie nieraz, że będę więcej myśleć o kolorach życia, cieszyć się nimi. Krok po kroczku staram się to robić, bo zaczyna do mnie docierać, że czas się powoli kurczy.