W zeszłym roku stanem Ohio wstrząsnęła informacja o 14-latce, która zastrzeliła swojego 41-letniego ojca. Jonathan Meadows był domowym katem i podczas jednego z rękoczynów dziewczynka chwyciła za pistolet, trafiając go śmiertelnie w głowę. Została aresztowana i od lipca zeszłego roku przebywa w... areszcie. Obrońca 15-letniej już dziewczyny zwrócił się do sądu z prośbą o areszt domowy u ciotki Breshy, ze względu na jej zły stan psychiczny. Sędzia odmówił. Choć dziewczyna została okrzyknięta "bohaterką", to tak naprawdę po raz kolejny stała się ofiarą sytuacji.
Do tragedii doszło rano 28 lipca zeszłego roku. Dziewczynka przez lata była ofiarą przemocy ze strony ojca oraz świadkiem tego, jak bił jej matkę. Tego dnia zabrała mu pistolet i wystrzeliła. Matka wezwała policję i pogotowie, które stwierdziło zgon mężczyzny. Gdy aresztowano 14-latkę, Brandi Meadows powiedziała mediom, że uważa ją za bohaterkę, która zakończyła ciągnące się latami piekło.
Jest moją bohaterką. Nie byłam dość silna, a ona mnie uratowała. Tak mi przykto, że musiała przez to przejść. Jest moją bohaterką - powiedziała stacji Fox 8 w Cleveland. Pomogła nam wszystkim, byśmy mogli mieć lepsze życie
Choć zdarzenie było prawdziwą tragedią, postawienie dziecka w sytuacji tak skrajnego zagrożenia i desperacji nie jest kształtowaniem małego bohatera, tylko przerzuceniem na nie odpowiedzialności. A Bresha nie działała, żeby komuś pomóc, ale żeby ratować siebie, za co może mieć zniszczone całe życie.
Na szczęście dziecko we właściwą obronę wziął jej adwokat, Ian Friedman, który wyjaśnił jej sytuację w magazynie People.
Żyła w stanie ciągłego strachu o swoją matkę, o rodzeństwo i siebie. To była sytuacja, którą szczęśliwie niewielu z nas jest sobie w stanie wyobrazić. W tej sytuacji fakty jasno pokazują, że ta młoda dama nie znalazła żadnego innego rozwiązania niż bronić matkę i rodzinę. Miała poczucie, że jeśli nic się nie wydarzy, to zginęłaby jej matka - powiedział Friedman. Mam nadzieję, że prokurator poprawnie rozpozna sytuację, jaka panowała w jej domu. To naprawdę była usprawiedliwiona samoobrona.
Informację tę potwierdza ciotka Breshy, Martina Latessa, według której przemoc w domu dziewczynki wiązała się ze ścisłą kontrolą ze strony psychopatycznego ojca.
Trzymał je jak w klatce - powiedziała People. Dla Breshy wycelowanie pistoletu w ojca i pociągnięcie za spust było czymś straszliwym. W tym momencie jej życie posypało się jak domek z kart.
Co ciekawe, innego zdania jest oskarżyciel Stanley Elkins, który powiedział w wywiadzie, że nie był w stanie potwierdzić żadnego z donosów o tym, że w domu oskarżonej dochodziło do jakichkolwiek aktów przemocy. Rozważał też, czy sądzić Breshę jako dziecko, czy już jako dorosłą - choć w momencie popełnienia przestępstwa miała zaledwie 14 lat.
Od tamtej pory aż do dzisiaj Bresha pozostaje w areszcie, z innymi, dorosłymi morderczyniami, gdzie czeka na rozprawę sądową 22 maja. Przez ten czas jej obrońca starał się o to, żeby sędzia zgodził się na areszt domowy u jej ciotki. Powoływał się na jej złą kondycję psychiczną i to, że w domu otrzymałaby najlepszą pomoc.
Według prokuratury 15-latka ma już odpowiednią opiekę, a przeniesienie jej do domu rodziny zwiększałoby ryzyko, że ucieknie. Obrońca nie traci jednak nadziei, że proces zakończy się decyzją na korzyść dziewczyny.
Wciąż jestem optymistą - powiedział. To ma pewien sens, gdyż rozprawa zacznie się za dwa tygodnie. Tyle by zajął proces przenoszenia jej. Ale jeżeli ta sytuacja przeciągnie się poza te dwa tygodnie, to będzie już zupełnie inny przypadek. Teraz staramy się skupić na głównym celu, którym jest nadchodząca rozprawa.