Minęło półtora roku od tragicznej śmierci Ewy Tylman, która 22 listopada 2015 roku zaginęła w trudnych do wyjaśnienia okolicznościach, a następnie, pół roku później, została znaleziona martwa w Warcie. Prokurator do tej pory nie postawił nikomu zarzutów, a postępowanie nadal trwa. Początkowo do nieumyślnego spowodowania śmierci dwudziestosześciolatki przyznał się jej kolega Adam Z., jednak podczas składania zeznań wielokrotnie zmieniał wersję wydarzeń.
Jego proces rozpoczął się 3 stycznia. Prokuratura zarzuciła mu, że, przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wepchnął do wody. W lutym tego roku partner Adama Z., składając zeznania utajnione dla prasy, oczyścił go zarzutów w wystarczającym stopniu, by sąd rozważył zmianę kwalifikacji czynu ze spowodowania śmierci na nieudzielenie pomocy, za co grozi do trzech lat więzienia.
Skończyło się na tym, że w ogóle wypuszczono go do domu: DZIŚ Adam Z. wychodzi na wolność! Sąd uznał, że nie zabił Ewy Tylman!
W międzyczasie swoje zeznania złożył kolega Adama Z. z więziennej celi, Kacper Cz., osadzony w areszcie za zadźganie nożem swojego partnera. Jak zapewniał w sądzie, podczas wspólnej odsiadki bardzo się z Adamem zaprzyjaźnili i nabrali do siebie zaufania. W sądzie wyznał, że tylko jemu Adam ujawnił, co wydarzyło się tamtej listopadowej nocy.
W maju ubiegłego roku wrócił do celi o godz. 2 w nocy po przesłuchaniu w prokuraturze. Był zdenerwowany. Położyłem się obok niego, bo czasami tak razem leżeliśmy - relacjonował w sądzie Kacper. Jak ujawnił, rozpoczął zwierzenia od wyznania, że zabił nożem swojego partnera.
Dzięki temu Adam się przede mną otworzył. Powiedział mi, że gdy wyszli z imprezy i szli ul. Mostową, Ewa mu się wyrwała i zaczęła uciekać. Pobiegł za nią. W pewnym momencie chwycił za ramię. Straciła równowagę, upadła. Adam był zestresowany i nie wiedział, co się dzieje. Koniec końców zepchnął Ewę do Warty. Śmiał się, że w Warcie jej nie znajdą. Mówił, że została syrenką i popłynęła do Bałtyku. Czułem, jak biło mu serce. Pytałem o dodatkowe szczegóły, ale już nie chciał rozmawiać. Powiedział tylko, że wymyślił, że został pobity przez policjantów, żeby mieć wytłumaczenie, dlaczego przyznał się im do zabójstwa Ewy.
Adam Z. zapewnia, że obciążające zeznania Kacpra Cz. wynikają jedynie z zazdrości.
On jest manipulatorem! - przekonywał wczoraj w sądzie. Poza tym starał się o moje względy, a ja mu dałem kosza, bo na wolności miałem kogoś, kto na mnie czeka.