Ostatnio coraz głośniej jest w Polsce o sytuacji uczniów, którzy cierpią z powodu swojej nieheteroseksualności lub samych "oskarżeń" o nią. Choć wciąż jedną z większych kontrowersji wzbudzają jednopłciowe pary tańczące poloneza na studniówkach, to prawdziwe tragedie dzieją się na korytarzach i boiskach szkolnych. Dwa lata temu było głośno o Dominiku z Bieżunia, który był wyszydzany przez rówieśników za swój wygląd, a zachętą do agresji była postawa jego nauczycielki, która poniżała go przed klasą. W odpowiedzi na podobne sytuacje na całym świecie coraz więcej młodych osób otwarcie mówi o swojej seksualności bądź bierze w obronę prawa mniejszości.
Ostatnio zrobiło się głośno o transseksualnej uczennicy z Zespołu Szkół nr 5 w Rybniku, którą wyrzucono ze szkoły. Dyrekcja twierdzi, że powodem były bardzo złe stopnie oraz niska frekwencja związana z wagarami. Dyrektor Aleksander Pojda zapewnia, że nie ma to nic wspólnego z transseksualnością uczennicy, która w dokumentach jest mężczyzną.
Już w pierwszej klasie uczeń zaczął informować, że ma problemy z własną osobowością i seksualnością. Zaczął przychodzić z makijażem, pomalowanymi paznokciami. Zaczęliśmy się kontaktować z rodzicami - opowiedział dyrektor Gazecie Wyborczej. Najczęściej do szkoły przychodziła mama. Zachowanie dziecka tłumaczyła na tyle, na ile miała wiedzę. Zorganizowaliśmy dla ucznia specjalne spotkania z psychologiem, który zajmuje się osobami transseksualnymi. Z tego co wiemy, skorzystał z nich tylko raz. Opowiadał za to, że jeździ do Krakowa na terapię hormonalną. Czy rzeczywiście? Prócz zwolnienia lekarskiego z lekcji WF-u nie otrzymaliśmy od niego żadnej innej medycznej dokumentacji.
Otwartość szkoły miała jednak swoje granice i sporna stała się kwestia korzystania z toalety - co jest jednym z głośniejszych tematów debatowanych przez środowiska transseksualne w USA. Pojda powiedział, że mając do wyboru zezwolenie lub zakaz, znalazł trzecie rozwiązanie.
Nie chcieliśmy, by uczeń korzystał z damskiej. Bo fakt, że komuś wydaje się, że jest kobietą, nie oznacza, że jest tak naprawdę - powiedział. Nie chcieliśmy, by obecność takiej osoby w toalecie niekomfortowo wpływała na uczennice. Wręczyliśmy uczniowi klucz do toalety nauczycielskiej. Wydaje mi się, że było to najbardziej kompromisowe rozwiązanie.
Najwyraźniej problemy w szkole mają źródło zarówno w domu, gdzie opinie na temat tożsamości dziecka są podzielone, jak i wśród rówieśników, którzy szykanują uczennicę.
W szkole obowiązują zasady. Jeśli w dokumentach figuruje imię męskie, nie możemy go zmieniać. Nie okazano nam dokumentów z informacją o zmianie tożsamości. O imię pytałem też rodziców ucznia. Jedno używało formy żeńskiej, drugie męskiej - wspomina dyrektor. W pierwszym semestrze uczeń miał 17 proc. nieusprawiedliwionych godzin absencji oraz cztery oceny niedostateczne. Procedura została dochowana. Uczeń miał prawo jeszcze odwołać się. Nie skorzystał z tego. Nie nawiązał z nami żadnego kontaktu. Dwa tygodnie temu na profilu społecznościowym naszej szkoły pojawił się wpis na temat tej sytuacji. I rozpętało się piekło. Poziom nienawiści, nazistowskie określenia spowodowały, że zablokowaliśmy profil. To było coś strasznego.
Według Anny Kij z Śląskiego Kuratorium Oświaty sprawa jest bardzo delikatna i wymaga spokojnego wyjaśnienia.
Prawo przewiduje wykreślenie z listy uczniów. Prawo przewiduje też zmianę płci. Problemem jest to jak ta uczennica czuła się w szkole. Nasze przepisy przewidują, że absolwent szkoły, które zmienił płeć i tożsamość może zwrócić się do szkoły o korektę w swoim świadectwie maturalnym i innych dokumentach. Jeśli zmiana płci odbywa się w trakcie nauki, sytuacja niestety jest już bardziej złożona - powiedziała Wyborczej.
Jeśli mamy do czynienia z takim uczniem, za każdym razem trzeba olbrzymiego taktu, pomocy psychologicznej. I nie chodzi tylko o tego jednego ucznia, ale o całą grupę. Bo pamiętajmy, że mamy do czynienia z całą zbiorowością szkolną.
Sama zainteresowana wypowiedziała się o swojej sytuacji na portalu Strajk.eu, gdzie przyznała, że kwestia toalety była punktem zapalnym w całym konflikcie.
Koleżanki mnie na początku wspierały i zachęcały, abym z nimi chodziła. Tylko dwie dziewczyny ze starszej klasy nie chciały, żebym wchodziła do toalety - napisała. Ośmieszali mnie, mówiąc do mnie w rodzaju męskim... A ja pragnęłam jedynie akceptacji.