Odwołanie tegorocznego Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu to nie tylko żenada i skandal, ale jedna z największych medialnych afer ostatnich lat, która toczy się w oparach coraz większego absurdu. Po tym, jak występu na cenzurowanej przez Jacka Kurskiego imprezie odmówiło prawie 30 artystów, konferansjerów i pracowników produkcji, prezydent miasta Opola, dysponującego prawami do festiwalu, zerwał umowę z Telewizją Polską.
Jacek wymyślił więc, że i tak zorganizuje Festiwal w Opolu - tyle, że poza Opolem. Wśród proponowanych lokalizacji znalazły się Kielce, Toruń i… Stalowa Wola. Poza tym zapowiedział pozew przeciwko prezydentowi Opola , Arkadiuszowi Wiśniewskiemu oraz przeciwko... mediom, które opisywały skandal.
Dziś rzeczywistość zaklinał dalej minister kultury Piotr Gliński, który grzmiał przed godziną z mównicy sejmowej oskarżając opozycję o "sabotowanie" imprezy, nad którą Kurski miał pełną kontrolę i która z pewnością okazałaby się sukcesem. Za odwołanie festiwalu winił również prezydenta Wiśniewskiego, który śmiał zerwać umowę z TVP.
Festiwal był w taki sposób jak zawsze od 54 lat przygotowywany, artyści deklarowali udział - zapewniał, a sala sejmowa wybuchła śmiechem. Ale następnie ktoś uznał, że trzeba z tego zrobić kolejny front walki politycznej.
Czyli, podobnie jak w przypadku głupich, nieświadomych kobiet "wyprowadzonych" na ulice w ramach Czarnego Protestu, kilkudziesięciu wykonawców bezwiednie zostało wmanewrowanych w "walkę polityczną"... Wiemy, że niektórzy celebryci nie grzeszą inteligencją, ale to już chyba lekka przesada.