Nasz pierwszy artykuł o wygłupach wygasłej gwiazdki In-Grid na samorządowych koncertach w całej Polsce wywołał dosłownie lawinę maili. Dostajemy coraz to nowe informacje o tym, co rubaszna Włoszka wyprawiała (i zapewne nadal wyprawia) na scenie z władzami zapraszających ją miast. I z miejscowymi menelami.
W moim mieście, dwa lata temu było identycznie, z tym, że pijany był jeszcze burmistrz z wsadzoną w usta różą i siedzącą mu na kolanach In-Grid. Pod sceną podniecony tłum skakał i klaskał. Burmistrzowi nie było potem nawet odrobinę głupio. Lokalna gazeta wrzuciła to na pierwszą stronę i wszyscy się cieszyli, bo sprzedaż gazety wzrosła, a zainteresowany nieświadomie zrobił z siebie pajaca.
To jeszcze nic. Jeszcze "weselej" było na koncercie w Żaganiu we wrześniu ubiegłego roku, gdzie In-Grid wystąpiła w zastępstwie chorej Dody:
Zamiast śpiewać własne utwory, wykonywała polskie piosenki biesiadne. Zaprosiła na scenę kilku mężczyzn, mniej lub bardziej podchmielonych. Najbardziej żenująca była jednak inna scena: prowadzący koncert zapytał się In-Grid, czy może pocałować ją w rękę. Zgodziła się, a on zapytał, czy może pocałować ją w... tyłek. Nie zgodziła się, a później oboje zaczęli ganiać się po scenie – aż w końcu facet dopiął swego. Mnóstwo ludzi było po prostu zażenowanych i oprócz tego katowała nas swoją polszczyzną, bez wydzierając się "Żygań" zamiast Żagań.
Tak to właśnie wygląda - pozująca na "światową" gwiazdę In-Grid występuje w miastach za kasę samorządów, z pełną pogardą dla mieszkańców. Wiele razy zapraszała ludzi "na plażę", będąc setki kilometrów od morza. Ma najwyraźniej wszystko w dupie. Poza pieniędzmi i obściskiwaniem się na scenie z prezydentami, burmistrzami i sołtysami.