Ania Lewandowska, którą na samym Instagramie śledzi ponad milion osób, od kilku lat przekonuje fanów do zdrowego stylu życia, na który składają się m.in. jej "kulki mocy" i koktajle. I choć wielu zarzuca jej, że przepisy na te magiczne składniki diety są dość drogie w przygotowaniu, Ania publikuje kolejne poradniki i wypuszcza na rynek komponowane przez siebie produkty żywieniowe. Na każdym kroku podkreśla, jak ważne dla niej jest samodzielne przygotowanie zdrowego posiłku.
Pewnie prawie tak samo ważne jak kolejne setki tysięcy złotych, które zarabia na "autorskich dietach".
Niedawno mało brakowało, by wizerunek Ani został zburzony. Wszystko przez wpis Agnieszki Mielczarek - znacznie mniej popularnej dietetyczki, żony Pascala Brodnickiego.
Agnieszka zamieściła na Instagramie zdjęcie swojego dania, w którym oznaczyła Lewandowską jako... swoją klientkę:
Biobistro to najzdrowszy i najlepszy catering w mieście! Strona jeszcze niegotowa, a klienci już są. Dziś zdrowo i pysznie dla @annalewandowska @rl9 - napisała.
Mielczarek błyskawicznie usunęła wpis, a jednemu z dziennikarzy tłumaczyła się z niego w dość dziwny sposób:
Nie, absolutnie nie, oznaczenie pojawiło się przypadkiem - powiedziała Plotkowi.
Wierzycie w takie "przypadki"?