Dwa lata temu doszło do skandalu wokół kultowego programu BBC Top Gear. Z powodu prywatnego konfliktu między kontrowersyjnym prowadzącym Jeremym Clarksonem a producentem, dziennikarz motoryzacyjny został wyrzucony z pracy. Decyzja nikomu nie przyniosła korzyści, bo uwielbiany przez fanów Clarkson był największą gwiazdą show i cała sprawa skończyła się wielkim konfliktem, procesami sądowymi, gigantycznymi stratami finansowym i drastycznym spadkiem oglądalności. Z programu z hukiem odeszli też dwaj pozostali prowadzący - w ramach solidarności z Clarksonem z pracy zrezygnowali James May i Richard Hammond.
Panowie razem wynegocjowali sobie nowy, bardzo intrantny kontrakt z firmą Amazon i teraz dla niej nagrywają motoryzacyjne show The Grand Tour. Niestety, ta praca bywa bardzo niebezpieczna.
Brytyjskie media informują, że Richard Hammond właśnie miał wypadek, w wyniku którego trafił do szpitala. Do tragedii doszło w Szwajcarii podczas kręcenia nowych odcinków programu. Wart 2 miliony funtów elektryczny samochód Rimac Concept One dachował, a następnie stanął w płomieniach. Do wypadku doszło, gdy Hammond, testując pojazd, nie wyrobił się na ostrym zakręcie.
Jak informuje Daily Mail, współpracownicy Hammonda byli przerażeni, gdy zobaczyli, co się wydarzyło. Twierdzą, że to cud, że prezenterowi udało się wyjść niemal bez szwanku i opuścić kokpit zanim samochód zamienił się w kulę ognia. Wspominają, że po wypadku "był przytomny i rozmawiał", narzekał jedynie na zgruchotane kolano. Sam samochód doszczętnie się spalił.
Jak powiedział w rozmowie z Sunday Mirror producent programu Andy Wilman, na miejscu byli także Clarkson i May, którzy obawiali sie, że ich kolega nie przeżyje takiej kraksy.
Jeremy i James natychmiast pojechali na miejsce wypadku. Kiedy zobaczyli płonący wrak, myśleli, że Richard już nie żyje. To wyglądało naprawdę fatalnie - wspomina. Byli wstrząśnięci, gdy wyszedł z tego cało, bo nic nie zostało z auta. Wszyscy odetchnęli. Gdyby Richard był choć trochę wolniejszy podczas próby wydostania się, spaliłby się tam żywcem.
Fanów Hammonda uspokaja rzecznik programu The Grand Tour.
Richard był przytomny i rozmawiał. Sam wydostał się z samochodu zanim ten stanął w płomieniach. Zabrano go helikopterem do szpitala w St. Gallen, gdzie zostanie przebadany pod kątem zgruchotanego kolana. W samochodzie nie było nikogo innego. Dziękujemy sanitariuszom na miejscu za błyskawiczną reakcję. Przyczyna wypadku nie jest znana, prowadzone jest w tej sprawie dochodzenie.
Odcinek drogi, na którym doszło do wypadku Hammonda został wyłączony z wyścigu Bergrennen Hemberg, którego trasa miała tamtędy przebiegać.
To nie pierwszy tak poważny wypadek w karierze Hammonda. W 2006 roku podczas kręcenia odcinka Top Gear, gdy dziennikarz testował samochód o napędzie odrzutowym, pękła przednia opona. Pojazd rozpędzony do 463 km/h (!) wypadł z toru, wielokrotnie przekoziołkował i wrył się w murawę. Richard był nieprzytomny i ocknął się czekając na transport. Oprócz obrażeń ciała najgroźniejszy był uraz mózgu, z którego prezenter leczył się pół roku. Zażądał jednak, żeby sprawę wyciszyć i nigdy nie wspominać o niej w programie.