Edyta Herbuś czuje, że za mało piszą o niej w brukowcach i programach telewizyjnych. Postanowiła więc podzielić się z Twoim Imperium swoimi głębokimi przemyśleniami na temat blasków i cieni sławy. Zapowiada się nawet interesująco:
Obiecałam sobie, że już nigdy i z niczego nie będę się tłumaczyć - mówi, po czym natychmiast zaczyna się tłumaczyć:
Jestem dziewczyną, która ciężko pracowała na swój sukces. Kocham taniec, ale to pasja, która wymaga wielu wyrzeczeń. Nigdy nie zabiegałam o popularność [że co?! a wypachnie się na siłę do seriali i głupich programów?]. Udział w "Tańcu z gwiazdami" był tak naprawdę wielką niewiadomą. Okazał się trampoliną do kolejnych wyzwań w moim życiu. Ale okupiłam to katorżniczą pracą. Tak trudno dziś w powodzi medialnych domysłów i kłamstw pokazać jakim się jest naprawdę. Powiedziałam sobie "dość" po występie w programie Kuby Wojewódzkiego. Znalazłam się tam pod obstrzałem nie tylko gospodarza, ale także i jego gościa, Piotr Najsztuba.
Nieźle. Ona naprawdę nie ma odrobiny dystansu do siebie. Najsztub przecież tylko ją tam skomplementował. Wojewódzki też obszedł się z nią bardzo delikatnie. Ale tak to już jest z gwiazdkami - obrażają się na każdego, kto nie wygłasza peanów na ich cześć. Jakakolwiek krytyka jest ich zdaniem "niekonstruktywna", wynika z zawiści i kompleksów.
Edyta opowiada też ze szczegółami o swoich zaletach i użala się, że mężczyźni są tacy słabi:
Mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet - kontynuuje chwalenie siebie Edyta. Wydaje mi się, że uciekają ode mnie. Lubię indywidualności, dlatego mój facet musi być oryginalny. Taki, który podejdzie i wybełkocze "Mała, ale masz ładną sukienkę" nie ma u mnie najmniejszych szans.
Sami widzicie - Edyta jest bardzo wymagająca. Każdy jej facet musi mieć CO NAJMNIEJ taką klasę i wygląd jak nieziemski Jarek Jakimowicz: