Michał Wiśniewski opisuje na blogu swój niedawny udział w programie Elżbiety Jaworowicz, Sprawa dla reportera. Jak sam napisał, poruszony został "bardzo ciężki temat". Jednak jego poglądy są naprawdę szokujące. Czy on naprawdę na poważnie broni gwałcicieli?
Po pierwsze: chłopak został uderzony przez boksera w dyskotece w Ostrołęce. Po drugie: dziewczyna została zgwałcona po dyskotece gdyż zapodano jej pigułkę gwałtu - pisze Michał. Z całym szacunkiem dla pokrzywdzonych... ze świadomością. Nie byłbym niestety sobą aby nie wyrazić swojego zdania.
Chłopak /jakikolwiek/, który choćby na moment pojawia się w Ostrołęce w dyskotece o wdzięcznej nazwie KISS musi się z tym liczyć, że wcześniej lub później dostanie w przysłowiowy ryj. Dziewczyna /tysiące takich/ idzie na dyskotekę kogoś poznać, potańczyć, wyrzyć się. Nieznajomy lub nawet znajomy stawia jej drinka. Niby (?) nic zobowiązującego ale czyżby ? Do drinka wrzucona zostaje pigułka gwałtu. Kilkadziesiąt minut później jest już po wszystkim. Czy zdawała sobie sprawę z zagrożenia? Przynajmniej o nim słyszała, tylko nie wierzyła, że jej również może się coś takiego przytrafić.
Dalej Michał relatywizuje czyny zabójcy i gwałciciela, tłumacząc ich i stwierdzając, że dziewczyna, która wypiła drinka z pigułką gwałtu i została zgwałcona... "zgrzeszyła głupotą":
Jest mi ich żal. Współczuję rodzinom. Ale głupota jest grzechem. A świadomość gromadzona doświadczeniami innych - niewykorzystana - głupotą. Grzechem czyliż.
Poczułem się na tym programie bardzo źle. Może nie broniłem oprawców ale krytykowałem ofiary. Ani gość, który przyłożył chłopakowi nie chciał zabić ani zapewne chłopak, który zgwałcił dziewczynę nie chciał jej zgwałcić. Chciał z nią pójść do łóżka... jak to na dyskotece... tyle tylko, że nie pomyślał o konsekwencjach swojego działania. Choć był świadomy choćby z opowiadań o działaniu pigułki - to dla niego było to niewinny popis przed kolegami.
Czy Michał dobrze się czuje? Publicznie rozgrzesza i relatywizuje winę gwałciciela?