Pomimo tego, że Bliski Wschód jest tyglem kulturowych konfliktów, nieprzyzwoicie bogate Zjednoczone Emiraty Arabskie nadal wywołują romantyczne fantazje o egzotycznym, orientalnym kraju, gdzie mieszkają zabójczo przystojni książęta i tajemnicze księżniczki o piorunujących spojrzeniach znad chust. Taki wizerunek odwraca uwagę od kontrowersyjnych i niewygodnych tematów, jak porwania i tortury, brak wolności wypowiedzi, łamanie innych praw człowieka czy handel bronią.
Tym razem Arabom nie udało się rozwiązać kolejnej kontrowersji w swoim gronie, gdyż głośny skandal wypłynął w Brukseli. Przyjechała tam szejkini z rodu rządzącego Abu Dabi, Salama bint Hamdan al-Nahyan w towarzystwie siedmiu córek. Podczas ich pobytu w hotelu, gdzie przez kilka miesięcy w 2007 i 2008 roku wynajmowały piętro luksusowych apartamentów, uciekł jeden z ich służących i... natychmiast udał się do prokuratury.
Uciekinier twierdzi, że księżniczki prowadziły handel ludźmi i traktowały ich poniżająco, gdyż służący byli w istocie ich niewolnikami. Mieli być dostępni na każde ich zawołanie przez 24 godziny na dobę, zmuszano ich do spania na podłodze, nie wolno im było w ogóle opuszczać hotelu, a karmiono ich resztkami. Oczywiście nie znaczyło to, że członkiń jednego z sześciu rządzących rodów z Emiratów nie było stać na łóżko czy posiłek dla ponad 20 służących - po prostu były przyzwyczajone do takiego traktowania pracowników.
Sprawa ciągnęła się przez dziewięć lat z powodu problemów prawnych, ale ponieważ do popełnienia przestępstwa doszło w Belgii, księżniczki były sądzone przez tamtejszy sąd. Oczywiście nie pojawiły się na żadnej rozprawie. W końcu zasądzono 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu oraz grzywnę w wysokości 165 tysięcy euro - czyli prawie 700 tysięcy złotych - dla każdej z nich.
Szanse na to, żeby skazane wypełniły obowiązki są nikłe, a na ekstradycję ze Zjednoczonych Emiratów nie ma co liczyć. Natomiast wyrok może wpłynąć na stosunki pomiędzy krajami. Obrońca arystokratek jest jednak zadowolony, gdyż oskarżenia o handel ludźmi są bardzo ciężkie.
Jestem zadowolony, że belgijski wymiar sprawiedliwości odpowiednio ocenił tę sprawę, która przez prawie 10 lat wytworzyła wiele błędnych przekonań - powiedział Stephen Monod.
Prawnik nie mógł udzielić jednak żadnych informacji o tym, czy szejkini i jej córki zapłacą karę, gdyż wciąż rozważają, czy nie będą się odwoływać.
Z wyroku skazującego zadowoleni są aktywiści organizacji broniących praw człowieka, dla których jest to pozytywny krok w kierunku egzekwowania przestrzegania praw człowieka. Jeden z działaczy stwierdził, że decyzja sędziego jest "nie do przecenienia".
Nie dlatego, że to ostatni etap procedury o epickiej długości i złożoności, ani dlatego, że przestępstwa dokonano w bardzo prestiżowym hotelu, a sprawczyniami były księżniczki - powiedział w wywiadzie po ogłoszeniu wyroku.
Personel domowy, który przybył z różnych zakątków świata, zatrudniono w administracyjnej i społecznej szarej strefie, w wyizolowanej przestrzeni poza zasięgiem rządów prawa, został wysłuchany w sądzie i uznany za ofiary handlu ludźmi.
Podobnego zdania jest Nicholas McGeehan, ekspert do spraw migracji pracowników i praw człowieka. Twierdzi, że pomimo oficjalnych zmian w prawie w państwach Zatoki Perskiej domowe niewolnictwo jest "utrwalone przez rządzące elity, którym służy w celu nadania społecznego statusu". I jest to tolerowane przez władze. Stwierdzenie, że jedna z najbardziej wpływowych i bogatych rodzin Emiratów jest oficjalnie powiązana z handlem ludźmi i niewolnictwem, mogłoby być początkiem dużych zmian politycznych i prawnych.