Beata Tyszkiewicz na przełomie maja i czerwca trafiła do szpitala z poważnymi problemami kardiologicznymi. Okazało się, że 78-letnia aktorka przeszła zawał i konieczne było przeprowadzenie zabiegu udrożnienia tętnicy wieńcowej. Zabieg przebiegł pomyślnie. Tyszkiewicz tak się ucieszyła, że kiedy tylko pozwolono jej wstać z łóżka, uczciła sukces papierosem. Na paleniu po kryjomu za murem szpitala nakryli ją fotoreporterzy.
Jednak, ku rozpaczy lekarzy i rodziny, aktorka zapierała się, że da się pogodzić palenie ze zdrowiem. Dopiero gdy kilka dni po wypisaniu ze szpitala trafiła do niego ponownie, znów z silnymi bólami w klatce piersiowej, uznała, że jednak czas rozstać się z ulubionym nałogiem.
Jak zapewnia w tygodniku Twoje Imperium, przerzuciła się na gumę do żucia. Jednak nie sprawia wrażenia szczęśliwej. Jak twierdzi, papierosy nie tylko miały dobroczynny wpływ na jej zdrowie, lecz także były świetnym sposobem na marnowanie pieniędzy.
Rzuciłam palenie. Ale nie ma czego gratulować - wyznaje ponuro w tabloidzie. To była dla mnie ogromna przyjemność, za którą tęsknię. Kiedyś zaczęłam palić, gdy byłam poważnie chora, bo to mi pomagało. Choć brzmi to absurdalnie, tak właśnie było. Lekarze nie mogą tego potwierdzić, ale już starzy Indianie to wiedzieli.
Zresztą ja paliłam bardzo mało: cienkie papierosy i zaciągałam się tylko ze dwa, trzy razy, po czym gasiłam - usprawiedliwia się. Lubiłam cały ten rytuał: wyjąć papierosa, zapalić go. Teraz zajmuję się innymi rzeczami: żuję gumę i piszę.
Współczujecie?